Praktycznie dwa tygodnie bez internetu. A mi się marzyło, że wejdę do pokoju i będę co wieczora dodawać nowe zdjęcia i śmigać po necie. A tu niedość, że połączenie było tylko w jednym miejscu, koło recepcji, to jeszcze była niemała kolejka chętnych, co spowalniało strasznie szybkość. Nie będę się rozpisywać, bo padam na twarz. Udało mi się na szczęście jakoś dodać to zdjęcie, ale to już musiało być w hotelu w Serbii, bo tu dostęp jest idealny z każdego pokoju. Mam nadzieję, że jutro o tej porze będę już u siebie w domu. Do usłyszenia!
At last