Kiedyś potrafiłam przepłakać wiele miesięcy, zanim nauczyłam się na nowo oddychać pełną piesią i żyć normalnie.
Potem, przez wiele tygodni, zanim zrozumiałam, co dla mnie najlepsze, co kocham i czego potrzebuje.
Odnalazłam swoje własne ja. Stworzyłam siebie na nowo. Małe niebo w którym byłam najszczęśliwsza na świecie.
Wpuściłam tam kogoś, to był tego wart, pokochałam jak nigdy, oddałam, co miałam najcenniejsze - całą bezradność i dobroć.
Dalam morze miłości, uzupełniałam każdego dnia, dbałam, UFAŁAM, wszystko, co chcesz.
Totalnie się poddałam. Całkowicie pochłonął mnie ten wszechświat ramion, zapachu i czułości.
I nagle spadłam z najwyższego szczebla tej nieziemskiej drabiny.
Płakałam jedną noc. Jedną długą chwilę. Wstałam, otrząsnełam się i zobaczyłam, że niektorzy chyba mają gorzej, chyba mnie potrzebują bardziej niż ja swojego smutku. Odkryłam, że mam przyjaciół, którzy potrzebują wypłakac mi się w rękaw, a pocieszanie ich sprawia, ze czuje sie potrzebna i kochana. Poznalam miejsca, w których mój uśmiech daje wiecej radości niż mogłabym sobie wyobrazic. W których uścisk wyzwala ogomne wzruszenie i zabija tesknote za czułością.
Dziekuje, ze moge tego doświadczać. Dziekuje, ze czuje sie dobrym człowiekiem. Że wiem, że jestem piękna w środku. Że będąc sobą, mogę byćszczesliwa.Nikt mi tego nie odbierze.Niczyje słowa i uczynki nie mogą zniszczyć we mnie ni krzy tego piękna.
Jestem taka silna, że nie wiem skąd biorę w sobie te pokłady mocy. Niech to trwa...