Gdybym miała być miesiącem, wybrałabym sierpień. W powietrzu czuć kojący powiew gasnącego lata, które - mimo iż pełne ukropu - zakrawa o specyficzną melancholię. Drzewa wydają się bardziej statyczne, niebo jakby cieplejsze w swej barwie, nawet ptaki, pobudzone czerwcem i lipcem, delikatnie zasiadają na nieruchomych gałęziach, powstrzymując się od dynamicznych koncertów. Wyczuwalna woń roślin przywraca dziecięce wspomnienia spokojnej wsi, która - oddalona od miejskiego zgiełku - nie stawia żadnych wymagań, a jedynie otacza, towarzyszy i wtóruje pełnym harmonii myślom.
Sierpień to specyficzny czas ukojenia, odpoczynku po energii lata, a jednocześnie pokorne przygotowanie na to, co planuje natura w bogactwie wszystkich czterech pór roku. Rozgrywający się na naszych oczach spektakl przegania demony przeszłości, ale także nie dopuszcza do lęków związanych z przyszłością - poznajemy prawdziwy sens tu i teraz, które staje się namacalnym sensem naszego istnienia. Przestajemy biec. Radosna tęsknota za świeżością wiosny i nerwowe podekscytowanie pierwszymi płatkami śniegu obnażają ludzką słabość do panowania nad wszystkim wokół - poza nami samymi. Jesteśmy zaś częścią tego, z czym nieustannie chcemy walczyć, dlatego tak często zdarza nam się przegrywać.
W sierpniu dokonujemy emocjonalnych zbiorów. Wekujemy słoiki pełne planów, zrywamy gałązki oczekiwań, porządkujemy te miejsca, do których wcześniej nie mieliśmy odwagi zajrzeć. Zaczynamy rozumieć, że to, co odczuwamy, nie jest dane na zawsze, a niebawem odleci tak jak klucz ptaków, kiedy na miejsce łagodnego letniego powiewu wkroczy ten jesienny. Nie jesteśmy przecież niczym więcej niż wytworem przyrody, wypełniającymi jej cykl istotami, mającymi o sobie mniemanie co najmniej tak wielkie, jakby to od nas zależał bieg świata. Ale nie zależy. Świat biegnie w swoim tempie, swoimi dawno zaplanowanymi ścieżkami, które albo możemy obrać wraz z nim, albo odejść, stawiając na pełne uroku kłamstwo. Sierpień jest miesiącem refleksji nad tym, z czym musimy mierzyć się każdego dnia; miesiącem pokornego przygotowania do chłodu, bo żadnym ludzkim sposobem nie przeskoczymy jego obecności. Możemy więc otworzyć szeroko ramiona i przytulić tę skrywaną w głębi serca zimę - a ona zasługuje na to bardziej, niż może nam się wydawać.
Gdyby sierpień był człowiekiem, miałby rozwiane włosy, skierowane ku niebu oczy i pełne harmonii ruchy, przypominające spokój morskich fal. Często przesiadywałby sam, bo w samotności drzemie największa siła umysłu - umysłu jasnego, otwartego i pozbawionego lęku. Sierpień zdawałby sobie sprawę ze swoich słabości, mając jednoczesny wgląd w ogromny wachlarz zalet; wiedziałby, kim jest, co sprowadziło go na ten świat i jak należy przebrnąć przez drogę pełną rozbitego szkła, tak, by nie przybierać roli ofiary własnego losu. Bardzo dużo by słuchał, a niewiele mówił. Wiedziałby, że ludzkie słowa to jedynie zbiór opinii, którym wcale nie trzeba wtórować - ba!, nie trzeba się nawet z nimi zgadzać. Szanowałby konstruktywną krytykę, oddalał tę nieuzasadnioną, kochał, chciał być kochany i nigdy nie nienawidził.
Żeby jednak stać się sierpniem, trzeba podać dłoń wszystkim styczniom i grudniom, otworzyć ramiona przed lutym, zaprzyjaźnić się z listopadem, nie stracić głowy w kwietniu i zachować wiele pokory mimo maja. Tylko dostrzeżenie wszystkich barw życia jest w stanie zamknąć krąg naszego rozumienia - a to, w którym miesiącu osiądziemy na stałe, zależy już tylko od nas samych.