Siadam do tego tekstu już trzeci raz, za wszelką cenę chcąc przemycić odrobinę patosu, szczyptę mądrości i jeszcze więcej pouczenia. Ogromna ambicja nie pozwala mi skupić się na sercu, a to właśnie ono bije teraz najmocniej - w rytm tańca kolorowych liści, ciepłych świateł latarni i zupełnie niewidocznych łez.
Jesteśmy społeczeństwem, które gloryfikuje rodzinę. Stawia na piedestale Boga, honor i Ojczyznę, pławi się w górnolotnych epitetach, nosi swoją głowę bardzo wysoko i rzadko kiedy ją opuszcza. Kochamy siebie. Robimy wszystko, żeby osiągnąć sukces, posiąść wiedzę, posiąść naturę, posiąść cały świat. Więzimy siebie nawzajem, wbijamy nóż, przelewamy krew; uwielbiamy bogactwo i zapach banknotów, bo działają na nas jak najlepsze lekarstwo.
Widzimy to, co chcemy zobaczyć. W piramidzie egzystencji dostrzegamy sam wierzchołek, tak mały, że miejsca starczy tylko nam - wszystko, co poniżej, momentalnie znika. Jesteśmy niczym królowie, którzy zasiadają na tronie i wymachują berłem; oczekujemy tylko od innych, samych siebie stawiając na wyżynach wszechmocy. Krzywdzimy. Siebie nawzajem, zwierzęta, naturę - palimy, wyrzucamy, odwracamy wzrok, zabijamy. Tylko ja, ja, ja.
Pośród nas siedzi jednak małe stworzonko, które widzi inaczej - potrafi położyć na naszym udzie swój zimny nos i po prostu patrzeć, myśląc o wszystkim albo niczym. Uwielbia zapach naszego jedzenia, uwielbia nasze dłonie, uwielbia także nas samych, jakkolwiek bylibyśmy beznadziejni.
My odchodzimy, bo unikamy brzydoty, głupoty i odmiennych poglądów. Ono poglądów nie ma i po prostu kocha - w tej brzydocie, w głupocie, w zachowaniach mniej i bardziej racjonalnych. W biegunce i przy zatruciu pokarmowym, w alkoholowym amoku, w biedzie, niewiedzy, niemodnych spodniach i ogromnej tuszy. Kocha zapach naszej skóry - śnieżnobiałej, śniadej i ciemnej; kocha głos - nawet ten, przed którym reszta zatyka uszy; kocha nas małych i dorosłych. Kocha nas niepełnosprawnych. Empatycznych i bezdusznych, niskich, wysokich, aspołecznych, prawicowych, lewicowych, znerwicowanych i pogrążonych w depresji. Kocha nawet wtedy, kiedy na tę miłość nie zasługujemy.
Pies nigdy Cię nie skrzywdzi. Nie odtrąci, nie wyśmieje, nie wykpi. Nie zignoruje. Nie obrazi się na śmierć i nie będzie udawał; nie zdradzi, nie obieca, ale i nie zawiedzie. Nie sprzeda Cię, nie zniszczy, nie będzie czerpał satysfakcji z Twojego cierpienia. Nigdy Cię nie wykorzysta.
Może zjeść Ci buty, ukraść parówkę z talerza i zrobić siku na kanapę; zniszczyć meble, szczekać na wszystkich sąsiadów, a czasami nawet nie dać się pogłaskać. Może chcieć się schować, spać, być sam na sam ze sobą - ale wtedy, kiedy będziesz go potrzebował, zawsze stanie obok.
Da wsparcie i ciepło, przejmie łzy, nie pozwoli na śmierć. Zdaje się, że powie - bądź chociaż po to, żeby nie zostawiać mnie na tym świecie samego. I zostajesz.
Czy pies wciąż jest tylko psem?
Czy teraz zrozumiesz moje łzy?
Inni zdjęcia: Zamek Czocha purpleblaackSparta 2praga - Opava wroclawianinMalina lepionkaSikora bogatka slaw300Troska. rainbowheroineNie ma Ciebie rainbowheroine‘Nie chciała się zgodz martawinkel9 / 03 / 25 xheroineemogirlx1407 akcentovaTurkusowo, fioletowo i w Pumie xavekittyx