Od pewnego czasu zaciekle obserwuję pewną tendencję - używanie przez ludzi słów bez jakiejkolwiek chęci ich zrozumienia. Z każdej strony jesteśmy bombardowani nakazami i zakazami nie w ramach godnego życia, a uderzających do głowy ideologii, przypominających coś na kształt powietrza - nikt go nigdy nie widział, ale każdy wie, że wznosi się gdzieś między nami. Rodzimy się i dojrzewamy w różnych kręgach kulturowych, jednak mało kto ma odwagę zmierzyć się z prawdą i skrupulatnie zweryfikować otaczającą rzeczywistość. Wydaje nam się, że to, z czym spotykamy się na co dzień, jest naturalne jak pory roku, więc nasza prawda musi być najlepsza i najbardziej wiarygodna spośród wszystkich prawd na świecie. Myślimy - co z tego, że nauka zna pojęcie transseksualizmu, jeżeli tylko heteroseksualizm ma prawo bytu? Wierzymy - dlaczego mielibyśmy myśleć o dziesięciu tysiącach religii tego świata, skoro wychowaliśmy się w oparciu wyłącznie o jedną z nich? Pytamy - jak można popełnić samobójstwo, dokonać aborcji, pragnąć eutanazji, jeśli nasze życie jest takie piękne i święte? Mało kto potrafi spojrzeć na drugiego człowieka w pełnej okazałości, wyjść ze swojego ciała i odrzucić wszystkie poglądy, żeby usiąść ramię w ramię i po prostu zamilknąć, słuchając własnym sercem, a nie sercem całego świata.
Od kiedy przestałam praktykować wiarę stricte katolicką, wiele razy słyszałam, że nadzieja jeszcze nie umarła i mam szansę się nawrócić. Pod wpisem sprzed prawie roku natknęłam się zaś na pytanie o to, czy przechodzę religijny kryzys. Wszystko to skłoniło mnie do chęci zgłębienia wiedzy dotyczącej tajników języka polskiego - jak na studentkę trzeciego roku przystało, zatopiłam się w słownikowych opracowaniach. Pomijając fakt, iż w mowie czysto naukowej "nawrócenie" utożsamiane jest nie z Kościołem, a zwyczajnie ogólnożyciowymi poglądami (SJP), pragnę zapytać - kto twierdzi, że refleksje dotyczące życia są kryzysem? Dlaczego miałabym "nawrócić się" do czegoś, czego zwyczajnie nie czuję? Człowiek to niesamowicie mądra istota, jednak w tej mądrości cechuje go widocznie bezczelna pewność siebie. W oparciu o swoje przekonanie, które stanowi jedną dziesięciotysięczną całej prawdy, potrafi mierzyć innych miarą swoich przekonań, wykazujących się wątłą subiektywnością. Przed laty jeszcze walczyłam - ufałam, że na brak wiary w Pana Boga karzącego piątkowych smakoszy mięsa mam wpływ ja sama, nie potrafiąc otworzyć serca tak szeroko, aby mogły do niego wlecieć trzy osoby boskie. Dzisiaj, mądrzejsza o wiele książek i kilka wartościowych relacji, zrozumiałam, że to nie poglądy nas definiują, ale my definiujemy poglądy.
W całej tej ziemskiej egzystencji chodzi bowiem o to, żeby żyć i dać żyć innym, a każdego dnia, poprzez dogłębną autorefleksję, uczyć się wewnętrznej harmonii. Ludzie tak bardzo boją się braku sensu, że szukają go ponad horyzontem, wypełniając duchową pustkę fantomami radości i spełnienia. Mówią: nawróć się!, a sami stoją plecami do własnego odbicia, nie potrafiąc spojrzeć sobie w oczy. Budzą w innych wyrzuty sumienia tylko po to, aby podtrzymać własne fundamenty. Przyjemnie jest myśleć, że to my idziemy dobrą drogą, a wszyscy inni potrzebują nawrócenia, prawda? Wewnętrzne konflikty sprawnie sterują wyuczonymi rozumami, podświadomość broni się doskonale, aby nie doznać szoku. A co, jeżeli to Wy, otwarci na jedną, powtarzaną niczym mantra ideologię, wymagacie nawrócenia?
Staram się żyć w zgodzie z Bogiem, który jest pośród nas - w ludziach, naturze i zwierzętach. Wspieram akcje charytatywne, kupuję bezdomnym jedzenie, rozdaję w tramwaju słodycze - mówiąc, że to z okazji świąt, nowego roku i innych przełomowych wydarzeń. Klikam w Pajacyka, ekscytuję się na myśl o ponownym oddaniu krwi, z niecierpliwością czekam na kartę potencjalnego dawcy szpiku i komórek macierzystych, którą niebawem przyniesie mi listonosz. Wypuszczam na wolność wskakujące do mnie przez okno koniki polne, chociaż, cholera, mam awersję do tych zielonych stworów. Słucham, jeżeli ktoś mówi - odpowiadam, jeżeli nie rozumie - chwalę, jeżeli widzę, że się stara. Chcę widzieć przed sobą szczęśliwych ludzi i pomagać im w osiągnięciu tego szczęścia. Czy do tego naprawdę potrzebne jest klęczenie przed ołtarzem?
Inni zdjęcia: Zamek Czocha purpleblaackSparta 2praga - Opava wroclawianinMalina lepionkaSikora bogatka slaw300Troska. rainbowheroineNie ma Ciebie rainbowheroine‘Nie chciała się zgodz martawinkel9 / 03 / 25 xheroineemogirlx1407 akcentovaTurkusowo, fioletowo i w Pumie xavekittyx