photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 26 LIPCA 2016

Czyżby raj na ziemi?

Grecja od samego początku dała mi się poznać jako miejsce niezwykle urokliwe i pełne naturalnego wdzięku. Niesamowicie bałam się czegoś na kształt syndromu paryskiego, jednak marzenia stały się rzeczywistością - a ta wręcz je przegoniła. Moja podróżnicza kariera nie jest zawrotna, mimo wszystko nigdy przedtem żaden widok nie zrobił na mnie tak ogromnego wrażenia. Dreams come true - po prostu.

Dlaczego akurat GR? To pytanie pozostanie raczej bez odpowiedzi, podobnie jak wiele innych odnoszących się do mojeogo życia. Tym, którzy trochę mnie znają, powiem o intuicji - reszta niech wierzy w wersję o miłości, której wtórował niezastąpiony zmysł wzroku. Prawda jest taka, że zwyczajnie się uparłam, a każdy swój cel osiągam bez względu na wszystko, co wiadomo nie od dziś. Nie, po trupach do celu nie jest moją dewizą - hołduję raczej dążeniu do spełnienia mimo wszelkich przeciwności losu.

I stało się - przecudny boeing zabrał mnie wprost do raju, gdzie woda mieni się pięcioma kolorami, piasek przypomina złoto, a ludzie bez pamięci oddają się afirmacji życia i bieżącej chwili. Przyzwyczajona do wiecznego biegu w rytm niezliczonych obowiązków - bo bank, bo poczta, bo uczelnia, zakupy, sklepy, urzędy, praca - doznałam szoku, gdy w środku tygodnia, w godzinach szczytu zobaczyłam kogoś, kto siedział, patrzył i spokojnie oddychał, upajając się widokiem nie własnego smartfona, a dostojnych gór skąpanych w letnim skwarze. Nie dowierzałam, że ludzie niebędący ani dziećmi, ani tym bardziej emerytami potrafili zwyczajnie odwrócić umysł od tego, co w naszym kraju niestety wciąż wiedzie prym.

Największym zaskoczeniem były dla mnie rajskie plaże, rajskie baseny i rajskie podejście cudownych tubylców i nietubylców. Polska choruje na piękne ciała, którym znakiem rozpoznawalnym jest wielki świat sportu i dziewczęcego piękna. Oszaleliśmy na punkcie siłowni i listków sałaty, co momentalnie weszło do kultury masowej, stwarzając pole do popisu, ale i wzajemnych ocen. Nie tak dawno temu, wylegując się nad jedną ze szczecińskich wód, obserwowałam przez kilka godzin dziewczynę z nadwagą. Nie interesowały mnie jej kilogramy, ale to, że mimo trzydziestostopniowego upału siedziała w koszulce i długich spodniach, pilnując dzielnie ręcznika, nie dotykając wody nawet przez ułamek sekundy. Jej nadwaga stała się dla mnie zauważalna wyłącznie poprzez histeryczny kamuflaż - podobnych ludzi, tyle że w bikini, biegały obok zapewne dziesiątki. Z jednej strony mam ochotę zapytać - dlaczego? Z drugiej jednak wiem, jak Polki, z reguły te najpiękniejsze i najszczuplejsze, potrafią spojrzeć na drugiego człowieka.
Przychodząc na grecką plażę z kilkoma nadprogramowymi kilogramami i dwunstocentymetrową blizną miałam podobne obawy, które jednak zostały rozwiane z prędkością światła. Czy to możliwe, że ludzie interesują się wyłącznie sobą?
Widziałam kilogramy cellulitu, rozstępów, ciał wspominających ciążę, z bliznami, przebarwieniami, małymi piersiami, zwisającymi brzuchami, nieidealnymi udami, a jednocześnie tyle samo radości i szczęścia z wszechobecnej akceptacji. Kiedy zapatrzyłam się na piękną talię jednej Greczynki, najprawdopodobniej zostałam uznana za wariatkę, która odrywa wzrok od czarującego blasku morza na rzecz tego, co stanowi tylko marną powłokę człowieka. Porzuciwszy niewygodną górę od stroju biegałam w bieliźnie i przyznam, że czułam się najszczęśliwsza na świecie.

Niezwykłym doświadczeniem było obserwowanie prawdziwego greckiego wesela, którego organizacją zajmował się nasz ogromny hotel. Z jednej strony góry, z drugiej morze, a wokół baseny, fontanny i niebo pełne gwiazd - czy może być piękniej? Grecja jest miejscem idealnym na wszystko, co związane z miłością.

Unosząc się w środku nocy na ciepłych wodach podświatlanego basenu, pijąc niezastąpioną brandy z colą i widząc przed sobą wielki wóz, potrafiłam tylko prosić, aby ten raj nie okazał się snem. Życie potrafi być piękniejsze, niż moglibyśmy sobie wyobrazić.

Dziś wieczory są smutne, pogoda dusząca, a Grecja bije do mnie jedyne ze stojącej na szafce Metaxy. Depresja powyjazdowa uziemiła mnie na dobre, a bieżące problemy, z którymi nadal trudno mi się pogodzić, ciągną w dół jak ogromna kotwica. Byłam wielką szczęściarą, mogąc spędzić przecudowny czas z równie cudownymi ludźmi.

Mimo bólu i tęsknoty wiem jednak, że to dopiero początek mojej wielkiej greckiej przygody.