Uwielbiam się bać. Siedzieć przy ciepłym kaloryferze, palić papierosa za papierosem, chować głowę w ręce i z przerażeniem zrywać się do pionu w samym środku nocy, a później wyjść, przeżyć, wrócić i stwierdzić, że lęk był najzwyczajniej w świecie irracjonalny. To chyba wrodzony pesymizm - ale czy nie lepiej przyjąć czarną wersję i finalnie zostać pozytywnie zaskoczonym?
Strach jest dla nas pokrzepieniem i ostatnim ratunkiem; wzmaga szereg uczuć, które jednoznacznie wskazują na postęp życia. Kto się nie boi, ten nie żyje - i nikt nie będzie w stanie temu zaprzeczyć. W tej całej irracjonalnej egzystencji chodzi bowiem o to, żeby bać się najbardziej na świecie, ale nie rezygnować, nie tchórzyć, nie zamykać się na nowości, a przeć naprzód z nieustannie otwartym sercem. I raz na zawsze zapomnieć o mówieniu, że coś nie jest dla nas, do czegoś zapewne zupełnie się nie nadajemy, skoro nawet nie chcieliśmy spróbować, zamykając się przy tym w swoim własnym osamotnionym światku.
Na paraliżującym lęku oparłam całe swoje wyobrażenie o studiach, a teraz w głębi duszy śmieję się z tej dawnej i niepewnej siebie. Wiem, że nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, ale - chyba jestem w raju. Znalazłam się miejscu, które napawa mnie wszystkim tym, czego zostałam pozbawiona we wcześniejszych latach edukacji. Kto by pomyślał, że zatracone poczucie własnej wartości i wiarę we własne możliwości odbuduje we mnie ta ze szkół, która owiana jest największą ilością mitów i tajemnic...
Naznaczona piętnem edukacji ponadgimnazjalnej, jej oschłością, lodowatością i permenentnym brakiem chwalenia, czuję się tak absurdalnie, jakbym z żebraczej rodziny przeniosła się wprost na królewski dwór. Pierwszy raz od trzech lat usłyszałam z ust nauczyciela jawny komplement - ktoś w sposób dosadny i nieukryty powiedział mi to, o czym w liceum zapominano. Proces trzyletniego sprowadzania na samo dno pozbawił mnie umiejętności przyjmowania komplementów, czego aktualnie zaczynam uczyć się na nowo.
Wśród ogromu wyrzutów muszę jednak przyznać, że liceum uzbroiło mnie w tak ogromną pokorę, jakiej nie przyswoiłabym nigdzie indziej. Czy jednak pokora powinna być watościowana ponad wiarę w siebie?
Maturzyści, nie dajcie się uprzedmiotowić.