Dopadło mnie. Bezczelnie dorwało.
Zastanawialiście się kiedyś nas sensem codziennych wydarzeń? Detrminacją jednej niewielkiej chwili? Wszystko dzieje się w określonym miescu i czasie, a tylko od nas zależy, czy staniemy się jedną z ofiar. Możemy zaspać na samolot, zostać siłą wyprowadzonym przez celników, a następnie z niedowierzaniem obserwować kolejne telewizyjne komunikaty, które donoszą o awarii silnika, rozbiciu i państwowej tragedii. To oczywiście bardzo brutalny i wręcz filmowy przykład, chciałam jednak w jak najbardziej obrazowy sposób ukazać absurd ludzkiego życia.
Zastanawiam się, gdzie właściwie bym teraz była, gdyby tak cofnąć czas o dziesięć miesięcy i nie zrobić jednego maleńkiego, tak cholernie niepozornego kroku, który zapoczątkował serię przedziwnych wydarzeń. Siadam czasami z kubkiem gorącej herbaty i myślę - ależ byłoby pięknie! Jak bardzo bylibyśmy szczęśliwi, niezranieni i psychicznie nienaruszeni!
Brakuje mi słów i zastanawiam się, czy kontynuacja tych wirtualnych torsji ma jakikolwiek sens.
Jeżeli dorosłość polega na niefortunnym wybieraniu i kąpaniu się w morzu późniejszych niepowodzeń - ja rezygnuję. Albo nie dorosłam do roli prawie dwudziestoletniej kobiety, albo zwyczajnie należy mnie zresocjalizować, żebym w końcu potrafiła przewiedzieć wszystkie możliwe skutki. Tylko czy ktokolwiek ma taką moc? Czy życie nie opiera się właśnie na tym, aby czerpać naukę z własnych błędów?
Pan Joseph Conrad, mistrz niedocenionego przeze mnie Jądra ciemności, stwierdził:
Co najwyżej można się spodziewać od życia odrobiny wiedzy o sobie samym, która przychodzi za późno i jest źródłem niewyczerpanych żalów.
Chyba miał pan, panie Josephie, sporo racji.