Otóż za bardzo nie mam nic ciekawego do przekazania. Rok szkolny u mnie się jeszcze nie zaczął. Czekam na telefon z pizzeri albo Baltic Foods. Boże chce tą prace!
Ogólnie wiem, że wiele osób teraz będzie myślało, że coś mi się w główce poprzewracało. Jednakże uznałam, że się nawróciłam. Należąc do wiary katolickiej czułam, że coś jest nie tak. Ludzie na mszach z 'kijami od szczotek w dupach', udający kogoś kim nie są. Robienie wszystkiego żeby przypodobać się ludziom, nie Bogu. Przychodzenie do kościoła, żeby odklepać, nie z potrzeby. Moherowe berety broniące krzyża, chorzy księża z chorymi poglądami. Więc najprostszym odcięciem się od tego poronionego skupienia było zdanie ' Nie wierze'. Ale zawsze wiedziałam, że tak nie jest. Katolicy mają swoje ramki z których nie mogą się ruszyć. Uwielbienie do Boga możesz wyrazić jakąś denną pioseneczką , która brzmi jakby była komponowana na pogrzeb, albo modlitwą, w której też musisz trzymać się słowo w słowo tego co jest napisane. Bo już jakieś własne inwencje są złe, chore i w ogóle okropne. I otóż niedawno natknęłam się na ruch Rastafari, zaczęłam dużo o tym czytać i to było takie 'łooo'. To było właśnie to czego szukałam. Odnalazłam się w tym lepiej niż w czymkolwiek innym. Od tamtej pory cieszę się ze wszystkiego i mam jakąś nieogarniętą radość w sobie. Poza tym przeszłam na wegetarianizm. Bo tylko Jah może zabijać. To tyle.
W głośnikach cały dzisiejszy dzień Vavamuffin.
Jah loves u.