No to rano przeżyliśmy niemałe zaskoczenie...
Nad ranem urodziła nam się silna, zdrowa klaczka po ogierze Zazou Szumawa i klaczy AFRS My Little Lady. Dostała na imię Cabaltica. Mala z maści jest bardzo podobna do ojca.
Koło godziny 7, źrebak stał już na nogach i stawiał swoje pierwsze nieudolne kroczki. Raz czy dwa przewrócił się, ale mimo to dzielnie wstawał i próbował iść dalej. Już po godzinie chodził w miarę płynnie, ale po tej całej "nauce" był bardzo zmęczony i uciał sobie krótką drzemkę u boku mamy.
Lady z kolei była bardzo wyczerpana po porodzie, jednak ostatkami sił wylizała i nakarmiła klaczkę. Mam nadzieję, że do jutra odpocznie na tyle, żeby wyjść na krótki spacer rozprosotować nogi bo przez ostatnie dni niestety miała areszt boksowy.
Tak. Będę się znów żalić. Tak. Macie tego dość.
Ten tydzień był dla mnie okropnie ciężki... W wyniku poważnej choroby zmarł mój dobry kolega, co przeżywam do tej pory. Sama też czuję się coraz gorzej, ale zwalam to wszystko na stres i smutek po jego śmierci. Próbuję jakoś pozbyć się tych wszystkich negatywnych uczuć, ale nic nie pomaga. Płaczę całe dnie, nie jestem w stanie niczego zrobić dobrze... Od dłuższego czasu czuję także, że się "wypaliłam" pod względem obrabiania. Absolutnie nie chcę tu tego dawać w podtekście "jest mi smutno, niech mnie chwalą, że robię ładnie". Mówię co czuję i mówię jak jest. A to cienie odwrotnie, a to źle usadzony sim w siodle, a to wodze nie tak... Mam już tego wszystkiego dość... ale nie chcę odchodzić, przynajmniej na razie.
Kiedyś było lepiej