Tak więc wróciłam z Kaczenic w których było ZAJEBIŚCIE. I najchętniej wróciłabym tam już teraz bo wystarczyło mi kilka chwil w tym skurwiałym mieście żeby zjebać sobie humor na długo długo. Codziennie wstawanie o 7 ( czyt. o 8.15) żeby na 8.30 wszystko ogarnąć. Dwaj kolesie tj Zippo i Rudolfik codziennie musieli mi podnieść ciśnienie przez zakładanie ochraniaczy na padok i derek, Belli źrebak zawsze uciec, a Koras potargać przez pół stajni
Kochane misie
Jednak pan na górze podbił moje serce od 1 dnia. Tzn jak przyjechałam i się okazało, że na pierwszą jazdę mam dostać tego wielkiego ogiera to lekko sie bałam
Temperament jest :D Zawody w Bronxie też udane. Miałam cisnąć Lke na Volvo ale jednak coś nie pykło. No nic. Spotkałam troche ludzi znajomych noi Sałatę w stanie PRO :* Codzienne treningi milion zajęć i wieczory (%
) sprawiły, że jak wracałam do domu to padłam na twarz. I co? Na chyba 20 minut i cześć. Spać poszłam późno późno i wstałam o 9 booo... bo pies mój kochany nie ma litości :*
Ide coś robić... udanych wakacji łosie!