Ostatnie miesiące

Mniej więcej tyle się działo, co ukazują zdjęcia. 

Najpierw był ślub Karoli i Marka, gdzie cudownie się bawiłam, a także świadkowałam im. Byliśmy z Kondziem parą oczepinową :) Potem, właściwie od razu, zamieszkaliśmy razem z Grześkiem. Uważam, że to dobre dla każdej pary myślącej o sobie poważniej, jednak bycie ze sobą 24 godziny na dobę, to coś innego, dojrzalszego. Znikają wszelkie maski oraz makijaże, czy idealny zapach. Wychodzi jacy jesteśmy naprawdę. Ja nie żałuję tej decyzji. Oczywiście, czasem naprawdę mnie wkurza, ja jego też, ale cóż :P Dogadujemy się jakoś ;)

Pod koniec października zdobyłam, z lekkim opóźnieniem, tytuł magistra inżyniera. Zostawiłam sobie tę przyjemność celowo na później, bo po prostu w czerwcu i lipcu nie miałam zwyczajnie na to czasu :P Cieszę się, że mam kolejne trzy literki przed nazwiskiem, bo jednak pięć lat studiów w takim kierunku do czegoś zobowiązuje. W pracy także jestem bardzo doceniana, od września mamy nową kierowniczkę i weszły pewne zmiany w firmie. A tu zewsząd dochodzą mnie słuchy, że jestem bardzo cenionym pracownikiem :) To mnie wyjątkowo cieszy.

Pod koniec listopada Bellusia urodziła szczeniaczki. Pięć maluchów, których, niestety, nie dała rady urodzić własnymi siłami. Trzeba było robić cesarskie cięcie i od razu sterylizację niuńki. Maluchy są słodkie, każde ma swój indywidualny charakterek. Są też bardzo męczące. Dlatego, opiekując się nimi, jednocześnie cieszę się, że na razie nie mam swoich młodych :P 

Czas nam upływa dobrze, jest w porządku. Oboje sobie pracujemy, dajemy z siebie wszystko. Miło jest wracać po ciężkim dniu do domu, kiedy ktoś na Ciebie w nim czeka :) Kiedy zamieszkaliśmy ze sobą byłam pełna obaw o wiele spraw. Na szczęście do tej pory potrafimy kilka godzin rozmawiać i nie nudzić się sobą. Zresztą, każdy związek ewoluuje, nasz także, tylko potrzebował na to troszkę więcej czasu :)