Wydawało mi się, że to poczciwy kocurek-burek, leżący na środku drogi anarchista, któremu niestraszne samochody. Z daleka i bez okularów widziałam jego brzuch, unoszący się i opadający z każdym kolejnym oddechem. Wróciłam tylko po aparat, i już leżał gdzie indziej, w majestatycznej pozie, jakby wiedział, że mam wobec niego fotograficzne plany.
I wtedy na mnie spojrzał. Nie widziałam tych oczu wcześniej; zdał mi się kocurem diabła, który uciekł z piekła i nie może znaleźć drogi do domu. Jakby był porządnie wkurzony, że zakłócam mu spokój bezszelestnym strzałem migawki. Jakby miał dość raz na zawsze klaksonów, które próbują przegnać go z jego terytorium. Jeżeli to prawda, że zwierzęta nie mają duszy, to dlaczego te oczy takie są? Dlaczego te oczy mówią tak dużo o nim, kocie z podwórka, gdzie gołębie przechadzają się jak kury, szukając resztek chleba rzucanego z okna drugiego piętra?
Coś w tym muci być, jakieś drugie dno, jak we wszytskim; nic przecież nie jest takie proste, na jakie wygląda...
// session mode: on, time left: 8 days