(jeszcze trochę, idąc w stonę zimy zawsze idzie się do tego kulawego i koślawego ideału, tego co ma katar i zlizuje z roślin wodę zaklętą w biały puch, jeszcze trochę i mnie zobaczy świat lampek i pary wszechnocnej)
O sobie: niknę i zanikam. w korytarzach wspomnień, na dachu wyobrażeń. spadam. zawieruszyłam się malutka w jasnych włosach na tapczanie, pamiętam dym papierosa zza ściany. moje miny budziły w nas klaunów a w tobie fascynację. umierałam topiąc się w swojej walizce, kiedy zamknęłam drzwi słońce zgasło. może byłam równie nikłą lampką co świerszcze, które też zapadły mi w pamięć. jednak nie zgasłam póki mój kawowy zapach nie doprowadził nagiej sylwetki obtoczonej w panierce ubrań. o jaką pomoc ci wtedy chodziło?