Dnia 03.06.2018 roku Słońce zaszło i może już nigdy nie wzejść. Z mojej winy. Ale nie tylko.
Długi czas mówiłam, że już nie mam siły i się poddaję. Że odpuszczam.
Bez skutku. Jak już zdecydowałam, to w momencie jak wręcz wyrzuciłam to z siebie, żałowałam tego bardziej, niż czekogolwiek w życiu. Boję się, że nie dam rady, ale mam świadomość, że jestem bezużyteczna. Nie jestem sobą, od długiego czasu coś się we mnie zmienia, a ja nie potrafię nad tym zapanować. Nie akceptuję siebie, życia, otoczenia, w dodatku nawet tego nie pamiętam. Chcąc dać komuś szczęście, odebrałam sobie sens życia. Ale jeśli da to tej osobie choć jeden uśmiech więcej, to znaczy, że było warto.
Zawsze marzyłam, żeby choć jedna osoba w moim życiu zawalczyła o mnie. Życie udowodniło mi, że najwyraźniej nie jestem tego warta.
Teraz czas na duże zmiany. Paniczny strach przed chemią w żaden sposób nie pomaga. Przytłoczyło mnie to wszystko, może rozpoczęcie wszystkiego od nowa pomoże odnaleźć się w tej chorej rzeczywistości?
Będzie mi brakowało tego, co mam teraz. Miejsca, ludzi, widoków. Wychodzi na to, że już nie mam po co żyć. A rozmiar to 16. Choć teraz to pewnie nic nieznaczące cyfry..