Straciłam z oczu cel i wolę walki. Właściwie dawno nie miałam celu zaprzeczając wszystkiemu. Nie chce mi się wstawać, bo tak często nie widzę po co. Z drugiej strony to ja nie walczę o lepszy czas, bo nie widzę jak by miał się zmienić. Nadzieja, to chyba coś czego mi brakuje oprócz celu. Wiem, że natura osoby zrzędzącej jest najłatwiejsza, ale przecież nie o to chodzi. Zgodnie ze słowami inna niż wszyscy właściwie odpuściłam wiele rzeczy przejmując się tym, co powiedzą inni. Nie o to chodziło, a jednak. Nie jestem szczęśliwa w tym stanie. Mam natłok zadań, ale patrząc na osoby w moim otoczeniu to one sobie świetnie dają radę, tylko ja się czuję jakbym była w tyle. Jednocześnie nie jest to coś co chcę bardzo robić. Może to nie miejsce dla mnie, a może to kwestia podejścia. Nie wiem. Nie wiem jak to przewartościować i zdobyć motywację. Niby to oczywiste. Znam teorię, ale co do praktyki leżę. Muzyka pomaga i dobija jednocześnie. Znam tego zbyt wiele. Może to pisanie pomoże, ale znając mnie nie, bo zbyt łatwo rezygnuję i zbyt szybko poddaję się. Nie będę pewnie robić tego regularnie. To pomaga na chwilę. Czy kiedykolwiek się uda? Bo mam wrażenie, że staję w tym punkcie któryś raz.