Strasznie czasem warto poczytać sobie, że dożyłam dzisiaj - dlatego piszę.
Bo dzisiaj mam się świetnie, nie boję się.
Nie wiem, czy zasnę w nocy. Sen w dzień + kawa wieczorem robią swoje, Shabciu.
Strasznie się cieszę, że jestem jeszcze i że jest tak ładnie. Bo mam autentyczną nadzieję - ludzie też przeżywają rzeczy złe - przeżywają. Może za bardzo się emocjonują wszystkim, ale ja też tak powinnam. Kiedyś tak bardzo chciałam czerpać z Samurajów, dziś chciałabym zamienić wszystkie moje zalety (bo istnieją, tak!) zamienić na jedno - chciałabym być tylko dobrą. Opoką.
Kiedyś będę stara i będę myśleć tak samo jak dzisiaj. Ale, to co widzimy, to fałsz - a więc muszę się przewartościować. Tylko moja satysfakcja z życia się liczy. A więc - Praca. Praca fizyczna. Dotąd żyłam sobie beztrosko i zapomniałam jak to zasypiać, spełnionym, po ciężkim dniu, zasypiać - nie myśleć, ostatkiem świadomości dziękować Bogu za tak wiele, zasypiać - nie mieć siły na jakikolwiek ruch - zapadać się w poduszki.
I chciałabym to wszystko pokazać Tobie, kochanie.
"Nikt nikogo nie goni, nie krzyczy nikt już więcej i więcej. Stoimy jacyś niespokojni, pocą się i drżą nasze ręce. Bo człowiek nie jest taki, co by siedział w cieniu. Chciałby się buntować, no ale nie ma przeciw czemu. Nikomu już nie w głowie sny o płonącym Babilonie. Dzieci rewolucji dawno już sypiają spokojnie. Nikomu niepotrzebne wojny o pokój ochrzczone sakramentem. Czary mary i przekleństwa, gilotyny, wentyle bezpieczeństwa. Słońce świeci wysoko, kwiaty zapomniały już smak kwaśnego deszczu. Jednak my mamy oczy otwarte szeroko, dla nas zawsze coś wisi w powietrzu!"