photoblog.pl
Załóż konto

 Na zdjęciu dawny plac apelowy w podobozie Ellrich-Juliushütte.

 

 

"Durchfal, ten mój stary oświęcimski znajomy z r. 1941, teraz, w listopadzie 1944 r., postanowił wziąć odwet za to, że mu się ongiś wyrwałem. Człowiek, którego trawi ta wysoka gorączka związana z durchfalem, mógł w warunkach ellrichowych odpocząć po pracy tylko na cementowej posadzce. Już na początku tej choroby z przerażeniem stwierdzam, że w nocy ukradziono mi drewniaki. Boso na zlodowaciałym placu apelowym, boso w tłoku do pociągu, gołe nogi tną, jak noże, ostre, zimne kamienie tunelowych chodników i hal. Na drugi dzień można by zobaczyć muzułmana, który jest "obuty" w dwie deszczułki przewiązane szmatami.

Znowu mija jedna doba. Rano muszę się umyć w związku z biegunką. Wtedy ukradli mi spodnie, w biegu na plac apelowy gubię moje deszczułki  namiastkę obuwia. Gdy tak stoję na placu apelowym w mokrych, z braku czasu nawet nie wyżętych po przepierce kalesonach, chory, boso, w kałuży z wolna topniejącego śniegu, który wciąż prószy  czy można się dziwić, że mnie, od tylu lat niepoprawnego optymistę ogarnia pewność: tym razem to już nieodwołalny koniec! Tkwię w grupie chorych, którzy wiedzą, że nie będą przyjęci do szpitala obozowego, ale nie mają już sił iść do roboty.

Apel się skończył, nikt się jeszcze nami (na szczęście) nie zajmuje. Wraca nocna zmiana. Pisarz tego komanda, nie znany mi dotychczas dawny oświęcimiak, Polak (...) widocznie wiedział, że "pochodzę" z polskich oświęcimiaków.

- Co z tobą? - pytanie retoryczne.

- Widzisz  mówię  tyle przetrzymałem i teraz, pod sam koniec, muszę się wykończyć.

Jacek radzi:

- Staraj się na ten dzień zahaczyć o szpital. Wprawdzie do szpitala przyjmują w zasadzie tylko tych nielicznych którzy otrzymują jeszcze paczki i mogą złożyć jakiś okup, (...) ale znam pewnego lekarza... tymczasem porozmawiam z moim Oberkapo.

Może... Mam dosyć dobrą temperaturę  39,8, lekarza chyba też Jacek nastawił życzliwie. Przyjmują mnie, zaznaczając od razu, że tylko na jeden dzień.

Po południu Jacek przynosi... sweter i wiadomości, że mam szansę, jeżeli spodobam się Oberkapo, otrzymać na nocnej zmianie wspaniałe zajęcie jako Kaffekoch (kucharz kawy). Oberkapo z jakichś powodów zlikwidował właśnie dotychczasowego "kucharza kawy"- Belga. Oberkapo, zawodowy kryminalista, nienawidzi policji. Jacek zarekomendował mu moją osobę jako kryminalnego profesjonalistę, noszącego przypadkiem czerwony winkiel, który swego czasu zamordował między innymi pewnego policjanta. Od tego, w jaki sposób opowiem Oberkapo historię tego zabójstwa, zależy ostatecznie moje przyjęcie na Kaffekocha. Przywołuję na pomoc wszystkie złodziejskie opowieści przyjaciela z Oświęcimia. (...) Oberkapo otrzymuje opowiadanie, które najwyraźniej wywołuje jego życzliwe zainteresowanie. Zostaję Kaffekochem."

 

"W tym czasie, kiedy w lagrze coraz częściej zdarzają się wypadki kanibalizmu, kiedy zwłokom znoszonym pod krematorium coraz częściej wycina się pośladki, kiedy wybuchają całe afery: - na czarnym rynku obozowym na przełomie lat 1944 i 1945 pojawia się  sprzedawane za zupę, tytoń czy inne artykuły wymienne  gotowane mięso. Mięso ma podejrzanie słodkawy smak... Później grupa tych makabrycznych "przemysłowców" zostaje wykryta i przykładnie powieszona. Ale bardziej mięsne pośladki zmarłych w dalszym ciągu nie są bezpieczne..."

 

 

/ Refleksje z poczekalni do gazu / Adolf Gawalewicz

 

Dodane 25 LUTEGO 2025
362