Nie kaleczę swojego ciała, choć myślę o kolejnym samobójstwie, rozmawiam z rodzicami, terapeutką i psychiatrą, nadal się nie uśmiecham
We wtorek rano idę do sklepu, zerkam ne zegarek ukrywający siny nadgarstek, dziewięć po dziewiątej, wybiegam, siadam przed samochodem, płaczę, płaczę i płaczę, starając się zaciskać szloch w gardle
Nienawidzę siebie za to co mu zrobiłam, nienawidzę tego, że to wszystko moja wina
Próbuję złożyć siebie w całość i żyć, nie wiem czy potrafię funkcjonować bez tego, naprawdę nie wiem
A nienawiść wypełnia mnie po brzegi
Pytają mnie kim chcę być w przyszłości (psychiatrą i pisarką)
Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że potrzebuję pracy, która przyniesie mi sporo adrenaliny, potrzebuję emocji; takiej która wyciśnie ze mnie złą energię jak cytrynę
Nadzieja karmi, a nie tuczy?