Poza ciemnością, duch radosny lecz złośliwy. Miłuję radość Twojej złośliwości i gryzę poduszki, na których leżałeś.
On nigdy nie rozumiał wolności. Był jej zaprzeczeniem, złodziejem czasu, mordercą szczęścia. W moim świetle wierzył, że wzbije się ponad rzeczywistość, wzniesie do gwiazd i zostanie prorokiem wieszczącym upadek świata. Moje światło było ciepłe i cierpliwe. Pełne nagród i pozbawione kar. Bezkarność pozwoliła mu myśleć że zamknie bezmiar moich myśli w pudełku swoich idei. Na jego dnie spoczywało kilka wspólnych zdjęć, którymi chciał ozdobić ściany mojej celi. Zapomniał jednak, że nad nimi unosi się ciemność. Była ona buntowniczką, istnieniem chorym na władzę, opętanym chęcią zawłaszczenia wszystkiego. Nigdy nie pomyślał, że skazując mnie na pobyt w tekturowym pokoju - oddaje mnie w jej objęcia. Współdzieliłam z nią czas, przestrzeń i łóżko, aż pewnego dnia, ciemność porwana pragnieniem pochłonięcia świata poza niewielkim pokoikiem, wznieciła ogień i rozerwała więzienne fasady, aby niebawem umrzeć pod świetlistym spojrzeniem płomieni. Byłam wolna i dziękując ciemności za poświęcenie - pozwoliłam zamieszkać jej we mnie. Bo każda bezkarność prowadzi do winy, a każda wina niesie za sobą konsekwencje. Każda cierpliwość kiedyś się kończy.