Żyję i mam się dobrze. I w sumie na tym mogłabym poprzestać, ale coś tam się działo i na pewno jest warto o tym napisać. Przyznaję jednak, że listopad jest dla mnie zawsze miesiącem typowego wyciszenia, braku wyskoków i niezapowiedzianych wizyt. O tak, zdjęcie powyżej na pewno się do tego odnosi :P. Powstało ono na naszym babskim spotkaniu z koleżankami z pracy. Ogólnie nie było żadnego planowania, ekstrawagancji i Bóg jeszcze wie czego. Nie dla nas takie zaplanowane imprezy co do sekundy, my wolimy spontan! Ja jedyna nie piłam alkoholu i jako gospodyni panowałam nad naszym wesołym zgromadzeniem :). Powiem Wam, że to zupełnie co innego, niż spotykanie się w pracy. Tematów było wiele, a dość spora różnica wieku między jedną z nas wcale nie była problemem, a wręcz plusem. Warto posłuchać osoby, która dużo przeszła i ma taki bagaż doświadczeń. Oczywiście nie obyło się bez wycieczki po domu, ponieważ Dorota jeszcze nie miała okazji zobaczyć jak mieszkam z Kamilem. Największe wrażenie wywarła skromna sypialnia z naszym łożem małżeńskim <3. Było także oglądanie zdjęć z ślubu i wesela, co mnie wzruszyło, bo przecież pozostałe dziewczyny widziały je wiele razy, a i tak zachwytu nie było końca :*. Gdy goście już mnie opuścili szybko ogarnęłam to co najważniejsze i zaraz poszłam spać. Całe szczęście następny dzień był wolny i to jest super. Robienie imprez w weekend to żadna sztuka, a w poniedziałek... No nie da się ukryć, że co niektórym wstawanie rano do pracy sprawiło mały kłopot, ale wspomnienia udanego wieczoru pozostaną :D. Jako że niedawno wypadł długi weekend spędziliśmy go na urodzinach mojego brata. To niewiarygodne, że jest między nami 5 lat różnicy, a jakoś nie widać jego z wyglądu. Gdy byliśmy mali oczywiście sobie dokuczaliśmy, a wieku nastoletnim byliśmy jeszcze gorsi w stosunku do siebie, a potem nagła zmiana. Pewnie każdy kto ma rodzeństwo wie o co mi chodzi ;P. Do domu wróciliśmy objedzeni, z plackiem na drogę specjalnie dla męża i wyczerpani jak po maratonie. Dobrze, że poniedziałek był wolny, to leniliśmy się do woli. Na obiad podałam potrawę w dwóch wersjach dla Kamila z ryżem, a dla mnie z kaszą gryczaną. Ukochanemu musiało smakować, bo zabrał sobie w słoik do pracy, tak samo jak leczo, które tym razem nie wyszło mi tak bardzo ostre :D.
No i taka wyszła mi krótka notka ;). Niby czasem nie ma o czym pisać, a jak się okazuje w praniu piszę i piszę i piszę ^^. Jeszcze trochę, a dokładnie 3 dni i zaczynam urlop! Coś tam się klaruje, ale jak mnie znacie to wiecie, że idę na żywioł. Jedno pewne, zbliża się randa w kinie- kto zgadnie na co jedziemy? :*