Wieczorem przed zaśnięciem wszystko jest trudne. Wszystko się tak cholernie dogłębnie analizuje, każdy głupi szczegół. Nocą jest najgorzej. Myśli się o tej pieprzonej miłości, która miała dawać radość. Rozstania, powroty, rozstania, powroty albo rozstania bez powrotu. Podobno nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, podobno... Ale większość z nas zrobiła ten błąd albo naprawiła go. Znam wiele przypadków gdzie powrót był najlepszą rzeczą jaką te pary uczyniły i były naprawde szczęśliwe... . Właśnie odnośnie bólu, miłość boli. Miłość boli i cieszy - tak już jest. Ale czy warto cierpieć? Warto cierpieć, bo niektóre momenty są dla nas bardzo szczęśliwe. Szczęście przeplatane bólem. Jak się kogoś bardzo mocno kocha to nam na tej osobie zależy i musi boleć, jeśli jest coś nie tak. Choć to nie jest wcale miłe uczucie, gdy to tak cholernie boli...
Bo czuję między nami niewidzialną nić ufności.
https://www.youtube.com/watch?v=P7P6ADxfbk0