Oh, dopiero teraz moge spokojnie usiasc i cos tutaj wymodzic. Kolejne bzdury. Wczoraj nie dodawalam notek, gdyz zwyczajnie nie mialam na to ochoty. Jak zapewne kazdy czytajacy, jesli takowe osoby sie znajduja, wie, ze notka dodawana jest z telefonu. Musicie mi wiec wybaczyc brak polskich znakow, ewentualne literowki i blablabla. Wiecie jak to sie pisze na telefonie. Wczorajszy dzien byl tak na maksa beznadziejny, ze nie chce mi sie nawet o nim pamietac. Watpie nawet w to, ze kogokolwiek obchodzi to, co sie u mnie dzieje. Zapewne jest to tylko ludzka ciekawosc, ktorej szczerze nienawidze rowniez w mojej osobie. Niewazne, nie jestem tu po to, by kogokolwiek obrazac, to nie jest moim celem. Whatever. Dzisiaj? Dzisiaj jest lepiej. Dobrze? Na pewno nie. Na 12.00 trening na basenie. Mimo ogromnych zasp postanowilam jechac autobusem, by moc wszystko w samotnosci dokladnie przemyslec, przy ulubionej muzyce. Szczerze mowiac liczylam na telefon od pewnej osoby, ale jak zwykle ma nadzieje zgubila nnie, pozostawila po sobie tylko slad w postaci kilku przykrych dla mnie stwierdzen. Dla mnie. To boli, auć. Kolezanka jednak wsiadla do tego samego autobusu i jak juz kazdy sie domysla dupa wyszla z moich planow. Nie lubie takich sytuacji, tak strasznie chcialam tego uniknac, rozmowy z kimkolwiek. Oh. Chyba w tym momencie nie bylam odpowiednia osoba do rozmowy, wybacz. No trudno. Pozniej jednak, by dostac sie na basen musialam spory kawal przejsc na nogach, co wreszcie dalo mi mozliwosc bycia w samotnosci. Tag, wspanialy czas. Na treningu zapieprz, ale dzieki Patrykowi na moment moglam odzyskac dobry humor. Chyba wiedzial, ze cos jest nie tak, bo wybitnie staral sie o moj usmiech. Kilka razy mu sie nawet udalo. Przy tym kochanym gowniarzu nie da sie nie byc zadowolonym. Jego pocieszna mordka sama z siebie wywoluje u drugiej osoby szczescie. Dziekuje Ci, kochany. Po skonczonym treningu moglam znow w samotnosci powrocic na przystanek. Bardzo dobrze mi to zrobilo. Uwielbiam momenty, gdy jestem sama. Chyba jestem jakas aspoleczna. Nie lubie ludzi, wybaczcie mi, no. Nie lubie ich towarzystwa, ich gadania, ich udawania wielkiej przyjazni. Mecza mnie. Autobus oczywiscie sie spoznial, a w miedzy czasie dwie osoby mowily mi 'czesc'. Zadnej z nich nie skojarzylam... Dopiero w autobusie okazalo sie, ze jedna osoba to byla moja dawna kolezanka z basenu, a druga to chlopak, z ktorym chodze na wolontariat, ale nigdy nawet ze soba nie rozmawialismy. No, w autobusie nadrobilismy to, wiec kolejny raz w dniu dzisiejszym musialam sie do tego zmusic. Jaki sens ma rozmowa o pogodzie? Przepraszam, na prawde. Nie chce tak. Staram sie. Oh. Beznadziejna jestem jesli chodzi o kontakty z innymi ludzmi. Powinnam chyba zamknac sie we wlasnym pokoju, by z nikim nie musiec rozmawiac, by nikogo nie denerwowac wlasna osoba. Niedawno wrocilam. Kawa zakupiona w czasie mych samotnych wedrowek na stacji benzynowej byla taka pyszna, ale mimo, ze duza, zbyt mala. Nie zaspokoila mej kawowej potrzeby~. Teraz wiec staram sie nacieszyc me kubki smakowe dodatkowa porcja, aczkolwiek to nie jest juz to samo, smakuje inaczej. Stwierdze wrecz, ze zawartosc kubka, ktora sama przed chwila przygotowalam bardziej przypomina gluta niz kawe, od nadmiernej zawartosci cynamonu~. Bola mnie myslu, ide umierac w samotnosci, bo na ludzi liczyc juz nie chce. I nie moge. Zawiodlam sie, znowu. Zaczynam watpic we wszystko co jeszcze wczoraj bylo tak bardzo prawdziwe. W to, co dawalo mi szczescie. Nikogo nie ma juz w mym zyciu. I nikt wiecej do niego wstepu nie ma. Tag. Auć.