Pewnie nie jedna osoba z boku pomyslalaby, ze przesadzam, ze marudze. A ja? Ja po prostu mam juz wszystkiego serdecznie dosyc. Chce zeby wszystko sie juz skonczylo.
Dziadkowie chorzy. Dziadek histeryzuje, ze umiera. Babcia ledwo sobie radzi, a ja moge wspomoc tylko na weekendach. W koncu musze jakos chodzic do szkoly. Znow bede musiala zostawic ich samych.
Moje dwie wspaniale przyjaciolki rownoczesnie podejmuja chujowe decyzje. Przez co ja juz mam zgieta psychike. Jedna cierpi, druga slepa nie wie co ja czeka. A mnie to boli. Patrze na nie bezradnie i nie moge nic zrobic. Bo one i tak zrobia swoje. A ja umieram jak one cierpia.
Do tego wszystkiego w glowie mam caly czas ta operacje. 31.05. Data na dzwiek ktorej mam ciarki. Wytna mi tego jebanego raka. Nikt nie wie jak strasznie sie boje. Tak strasznie potrzebuje wsparcia. Dobrze, ze mam H. Tylko ona mi je okazuje. w sumie prawie nikomu nie powoedzialam o chorobie, ale przynajmniej widze na kogo moge liczyc.
Przez to cale zamieszanie zapominam o najwazniejszym. Matura. Nie wiem jak ja ja zdam. Za duzo mam ostatnio na glowie. Niech to wszystko sie juz skonczy. Byle do czerwca. wtedy juz wszystko bedzie za mna...