photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 11 LIPCA 2014

Jest Nas Mało.

 

Od dziecka prześladowało ją coś dziwnego. Nie tyle co poczucie odmienności, nie, ale jakaś taka uporczywa myś, gdzies na krańcach umysłu.

Jedna z tych których nie da się tak łatwo uchwycić a gdy już nam się wydaje że ją złapaliśmy okazuje się że to jakieś śmieciowe równanie z czasów

szkolnych. 

to tak samo trudne, jak przypomnienie sobie słowa które dziwnym trafem nagle znikło, mimo iż wiemy że ono tam się napewno znajduje. 

I własnie to ją prześladowało, to przeczucie że czegoś brakuje.  Wwiercało jej się w trzewia przez całe życie. (dlaczego akurat tam? Nie wiedziała)

 

Objawiało się różnie, czasami miała niejasne przeczucie że coś się zdarzy. Od głupiej kartkówki po spierdol od szefa. Wyczuwała to tak jakby to było oczywiste. I zupełnie nieprzydatne. Bo nie dość że zdarzało się to zupełnie bez udziału jej świadomej woli, to również i tak nie miała na nic wpływu. No chyba że by zabiła nauczyciela czy podłożyła wcześniej noge szefowi "przypadkowo" tuż przy schodach. Ale ona by tego i tak nie zrobiła, w końcu była jak kazdy z nas. Bała się konsekwencji, wolała pozostawać w czarno białej strefie egzystencji, godzac się na iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa.  Przeczucia te jednak dawały jej dziwną świadomośc, zmieniały tryb myślenia. Dawały czas na szybki oddech przed ciosem.

 

Innym razem przeczucia zamieniały się w wizje. Ale nie takie do których przyzwyczaiły nas filmy czy książki, w których czas się nagle zarzymuje i ktoś nagle ogląda sobie mózgowego youtuba w hd, albo nagrywanego ziemniakiem. Jej wizje były dziwne, pojawiały się jej w głowie jak wspomnienia. Tak jakby admin coś zjebał i posklejał posty na forum nie do końca po kolei. Te wizje miały wszystko, emocje, zapachy, słowa no i oczywiście obrazy. Tylko teraz powstawał problem, co tak naprawdę jest wspomnieniem a co wizją przyszłości? Ona tego nie wiedziała.

W pewnym stopniu pomagały psychotropy zapisywane przez poważnie wyglądającego terapistę. Jednak ona nie lubiła być zmulona, i po jakimś czasie po prostu podziękowała za współpracę panu doktorowi. Który w odpowiedzi jedynie zmarszczył brwi i uśmiechnął się fałszywie. "zapraszając ponownie".

 

Jednak chyba nadziwniejsze było gdy wydawało się jej ze jest w stanie ułożyć przyszłość. Tak ułożyć, inaczej nie potrafiła tego określić. Odczuwała to jak nagłe przypływy świadomości która mówiła jej : "masz tutaj puzzle, przypadkiem jej rozwaliłem, poskładaj bo nie pamiętam jak to miało być". Miało to swoje ograniczenia, nie mogła zacząć latać czy zamieniać się w kule ogania. Ale mogła ustalić pytania na egzaminie, czy kartkówce. Potrafiła sprawić że ktoś przychylnie rozpatrzy jej prośbę. No i w ten sposób zdała swoje egzaminy na prawo jazdy. Bo ustaliła że się uda. I udało się. Co prawda nie tak jak sobie to wyobrażała, bo kto by się spodziewał że będzie musiała zrobić loda egzaminatorowi na tylnim siedzeniu. (Inna sprawa że po tym zdarzeniu jak tylko mogła dokładnie ustalała co i jak). Te przypływy "dziwnej mocy sprawczej" zdarzały się najrzadziej. i były chyba dla niej nadziwniejsze. W czasie ustalania czuła się jakby bez myślenia, podświadomie...słowo stawało się ciałem. W tym wypadku bardziej myśli, ale możemy to wybaczyć naszej bohaterce, która zbyt wyedukowana nie była. 

 

 

Wiec teraz i wy rozumiecie dlaczego mogła czuć się dziwnie. Mimo że całe swoje życie poświęciła "byciu normalną dziewczyną" co przez całą młodość wbijał jej ojciec pasem do głowy... Tak pasem do głowy, ale on równiez nie błyszczał inteligencją. Prawdziwy rolnik, uprawiający rolę z dziada pradziada. I niewiele zmieniły drogie maszyny z unijnych dotacji,  ani wielka plazma w dużym pokoju. Ręce pozostały dokładnie te same. I ona ze starannie ukrywanym entuzjazmem wykorzystała szansę uczenia się w liceum poza jej wioską. Potem to już jakoś poleciało, zawalona matura (za dużo wódki, za mało nauki) konieczność znalezienia pracy w mieście (bo z wiadomych powodów nie chciała wracać do "śmierdzącego domu") i w końcu zaszczytna praca w sklepie z ubraniami na pozycji kasjerki. Jakimś cudem ktoś ją przyuważył i z kasjerki awansowała na kierowniczkę zmiany, a po przespaniu się z szefem okręgowym stała się kierownikiem całego sklepu.  I na tym jej kariera stanęła. Stać ją było na kawalerkę w centrum miasta, kino raz w tygodniu, czy wyjazd nad wode. I nic więcej nie potrzebowała. Jedyne czego jeszcze chciała to wyrwania się z koszmaru własnej głowy która trzymała ją jednocześnie w teraźniejszości, przeszłości i przyszłości. Miała dosyć rozmawiania z ludzmi, którzy się od niej odsuwali bo "wiedziała o nich zbyt dużo, przecież jeszcze nic o sobie nie powiedzieli".... A ona po prostu pamiętała konwesacje z przyszłości. Nie miała przez to żadnych znajomych. Każdy dostrzegał coś dziwnego w tej dziewczynie. (tutaj całkowicie też pomijam wpływ plotek na temat szybkości jej kariery)  

 

Do szpitala psychiatrycznego trafiła gdy kolejny terapista stwierdził że ma schizofremię. Ona tego nie przewidziała. Nie przewidziała czegoś co miało mieć wpływ na całe jej przyszłe życie. W żaden sposób się tego nie spodziewała. Co sprawiło że coraz bardziej zaczęła nienawidzić swojego, jak to nazywała przekleństwa. Jednak zamknęli ją w zakładzie dla chorych psychicznie. W którym znajdował się akurat bardzo specjalny gość.  Doktor T. jak go nazywali przyjechał nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co. Ale wyraźnie czegoś szukał. I ona była ostatnim pacjentem którego wybrał do wywiadu. Ona przyćpana lekami powiedziała mu wszystko. To wystarczyło. Została zabrana. Dokąd? Nie wiem. 

Pewnie chcielibyście zapytać po co wam to mówię.  I wogóle dlaczego główny detektyw naszego kochanego miasta interesuje się losem zwykłej obywatelki kiedy naciera na nas armia a po ulicach chodzi masa szpiegów. Otóż, moi mili. Mam kilka podejrzeń. A wy macie mi pomóc rozwiązać tą zagadkę.

Główny detektyw zamknął oczy, i napił się wody.  W tym małym, śmierdzącym pokoju w środku slamsów robotów znajdowała się czwórka ludzi.

Jego najlepszych ludzi.