Miała być narkomańska strzykawka. Wiecie, żółta ciecz i igła. Niestety, jak na złość, choć herbatę zawsze mam cytrynową, wczoraj miałam malinową i nie mogłam znaleźć odpowiedniej igły, mimo że zazwyczaj są (kiedy ich nie potrzebuję).
Jednak nadal choruję i to bardziej. Gardło już nie boli, teraz sobie kaszlę i mówię głosem niższym o 666 tonów.
Dodałabym zdjęcie shishy, która stoi u mnie na oknie, ale najpierw strzykawka, potem ona... To się źle kojarzy. Hm, hm. Po tygodniu zabaw z aparatem w pełni przeszłam na tryb manualny. Może powinnam już wcześniej, ale zawsze lepiej późno niż wcale. Podobno.
Bardzo będę wdzięczna, jeśli ktoś mi powie, czy u niego również jest tak słaba jakość tych zdjęć? Już nie wiem, czy to wina photobloga, czy tylko mojego monitora.