Zasmakować grzechu.
Zatopić się w nim.
Ugiąć się pod władzą silnych ramion.
Dać się omamić i być w nim jeszcze raz.
Spłonąć w językach nieczystej rozkoszy.
Jestem w nicości.
Daje się pochłonąć jego zachłannym oddechom.
Padam i wstaję...
Unoszę się ponad gwiazdy.
Oddaję się jego ustom.
I oddycham nim.
Nienawidzę go, a nienawiść wpycha mnie w euforię.
Znów się unoszę i spadam.
Tym razem głębiej, opadam na dno.
Dotykam ognia, lecz ten nie parzy.
Jestem tam. Płonę.
Wchodzę w stan nieważkości.
Umieram i rodzę się na nowo.
Zostaję sama. Odpływam.
Już nie oddycham. W tej jednej chwili nie potrzebuję powietrza.
Sięgnęłam zenitu...