Ten wieczór nie jest moim wymarzonym
Właściwie jest nawet tym, od którego każdy chciałby uciec.
To niesamowicie smutne, że zawsze wracam w to miejsce, kiedy jest mi szczególnie źle. To trochę niesprawiedliwie, że największe cierpienia wpływają dopiero na to, co się tutaj ukazuje. Przepraszam Cię, nocnypamiętniku.
Czuję się pusta lub opuszczona. Czuję się niesprawiedliwie i słusznie.
Nie rozumiem, jak mogłeś pokazać mi piękno tego świata, przytulać przed snem, uśmiechać się co poranek i dawać niesamowitą energię do życia i działa, po czym, jak gdyby nigdy nic- zniknąć.
Odciąć.
Zabić.
Zabrać.
Za każdym razem przeżywam sinusoidę:
1- Trochę mi źle, ale wyjdę z tego.
2- Zaczynam czuć się trochę lepiej, zmienię coś.
3- Biegam, skaczę, brykam. Świat jest super! Nauczyłeś mnie go kochać!
4- Nie, świat nie jest super- bez Ciebie.
5- Kontakt z Tobą. Odrzucenie.
6- Ból, pustka, beznadzieja, rozpacz. Myśl, że nigdy już nie wzejdzie słońce.
Wiecie co on mi dał? On mi dał poczucie, że pomimo okrucieństw życia i wszystkich cierpień dookoła można być najbardziej optymistyczną osóbką na tej ziemi. Dał mi tak niewyobrażalne poczucie bycia kochaną, że nie jestem w stanie ukazać tego z żaden sposób. Ten ogrom miłości, cierpliwości, uczucia, oddania.. Tego jestem i będę przy Tobie, nie bój się. Myślałam -będzie, nie mam się czego obawiać
I odszedł.
Mam ochotę opowiedzieć wam, jak to było..
Wskoczył do mojego życia tak niespodziewanie, jak czasem wpada nam jakiś paproszek do oka. Siup- i jest. Wpadł mi tak w oko 31 sierpnia 2015 roku i już z oczu wyczytałam, że będzie kimś w moim życiu. Nie wiedziałam jeszcze kim, ale na pewno- kimś. Pewnie się uśmiechacie i myślicie miłość od pierwszego wejrzenia. Hehe. Nie. Nie kochałam go wtedy, ale jego oczy napawały takim.. słońcem, radością(!), spokojem i wielkim dobrem.
Połączyły nas rzeczy. Twin Peaks, Solaris, Orwell.
Na pierwszym spotkaniu, które było 3 września dowiedzieliśmy się, że oboje mamy zranione serca, oboje kochamy Murakamiego, a jak wyjdzie kolejny sezon Twim Peaks to wypijemy milion kubków cholernie dobrej kawy i zjemy czterysta placków z wiśniami.
Nick Cave. Powiedziałam mu o swojej ulubionej piosence Nicka. Kilka miesięcy później powiedział mi, że jak tylko wrócił do domu po naszym spotkaniu- słuchał jej w nieskończoność, paląc papierosy na parapecie. Czuł wtedy, że będę kimś w jego życiu. Już wtedy czuł.
Wrzesień był pełny wątpliwości. Ja zapierałam się rękami i nogami: nieeeee, co Ty. Bardzo go lubię, ale to nie jest typ dla mnie. Na jeden z rozmów powiedział nie jestem pewny, na co odpowiedziałam ja też... Chodziliśmy za rękę, pisaliśmy. Pewnego dnia nocowałam u niego- i go pocałowałam. Strasznie mnie to pociągnęło w późniejszy wir..
Nie wiedziałam do końca co czuję i czy coś czuję.
Na początku października pojechałam do Olecka. Żegnając się z nim na dworcu poczułam- że tęsknię.
TAK. T Ę S K N I Ę.
Omatko, jak tęskniłam.. Cały mój wyjazd był ogromnym oczekiwaniem na powrót..
Wróciłam mimo choroby i od razu spotkaliśmy się tego samego dnia.
3 października 2015 roku. Rozpoczął się nasz związek. Ciepło jego ciała. Czułość. Kortez.. Całe godziny zapętlonej w kółko płyty Korteza, która uwiodła mnie, jego i wszystko dookoła.
Od tamtej pory wszystko było piękne- wszystko miało sens, wszystko grało, a każdy wieczór w jego ramionach napawał mnie niesamowitym spokojem.
Po miesiącu związku powiedziałam, że go kocham. Nie mogłam wytrzymać już tych słów wewnątrz. Już tak bardzo chciałam, żeby wiedział! On też mnie kocha.. powiedział mi nazajutrz.
Miłość. Miłość, muzyka, rozmowy, po prostu bycie razem. Tak mogę opisać ten czas. Czasem jakieś spięcie, ale kto go nie ma? Miłość, spokój, czułość, dotyk.
Wspólne obiady, kolacje, śniadania, piwa, wina, imprezy, koncerty.. wszystko szło- jak należy.
Bywałam smutna- on nigdy nie był smutny. Naprawdę nie widziałam dnia, który był dla niego na minus! Nie wiem, do tej pory nie wiem, jak można być aż takim cudownym optymistą. Nie pojmuję.
Zazdroszczę. I za tym już teraz najbardziej tęsknię.
Przyszedł luty. Luty dał nam wątpliwość, dał nam zgrzyt, dał też wyjazdy, które były udane, ale nie wiedziałam, że nowy początek, jest początkiem końca..
Przyszedł koncert, Dawid, już było w powietrzu coś na znak niepokoju. Był dzień, był wieczór. Był 13 marca 2016 roku. On powiedział, że na dłuższą metę to nie zadziała.
Byłam spokojna, przez chwilę.
Kolejnego dnia po prostu umarłam..
Umieram tak od 14 marca po dziś dzień. Umieram jak tylko o nim pomyślę, umieram, jak go widzę, umieram jak nie odpisuje, umieram jak czytam wpisy na jego fanpejdzu, umieram jak przypomnę sobie choć jedną z miliarda wspaniałych chwil.
Ja.. ja umieram.