Kolejny koncert za mną.
Jak to się dzieje, że koncerty Hollywood Undead przestawiają mi życie.
Uświadomiłam sobie co jest dla mnie ważne, co lubię.
To niesamowite uczucie, gdy przyjeżdżasz dzień wcześniej do obcego miasta, wychodzisz na alkohol z ludźmi, których kojarzysz tylko z profilowego na facebooku. Bawisz się świetnie, a to i tak tylko dzień przed.
Przychodzi czas koncertu, poznajesz nowych ludzi, widzisz się z tymi których już znasz, z tymi za którymi tęskniłeś...
Rozmawiacie o wszystkim, razem śpiewacie, czujesz jak przepełnia Cię szczęście. Gdzieś przynależysz i tak jak na codzień nie bardzo to czujesz a wręcz przeciwnie, raczej nie możesz sobie znaleźć miejsca, tak w końcu ktoś rozumie co do niego mówisz, wreszcie z kimś spędzasz czas. Zbliżasz się nawet jeszcze bardziej z siostrą, po przejściach z zeszłego roku. Zaczyna się koncert jeden i drugi. Dostajesz od życia osobę, która spędza ten koncert z Tobą, obiecujesz, że za kogoś wyjdziesz i to jest w porządku. Siostra zdobywa Ci setliste i już myślisz, że wybuchniesz od nadmiaru pozytywnych emocji ale nie, spędzasz after z kimś za kim bardzo tęskniłaś. A potem spotykasz swój zespół, który jeszcze chwilę temu słyszałaś na żywo - teraz z nimi pijesz piwo. Pamiętają Cię, życzą Ci powodzenia. Poznajesz super ludzi i płaczesz w drodzę powrotnej do hostelu ze szczęścia, ściskając pół róży w ręce, która staje się symbolem całego wyjazdu. Dzień później jest inny niż ostatnio. Zwiedzasz Wrocław, spotykasz kolejnych ludzi, po czym następują pożegnania na Dworcu ale tym razem wiesz, że nic się nie skończyło.
Tak, od koncertu Hollywood Undead 3 kwietnia 2016 roku mija prawie dwa lata. Dwa lata, podczas których moje życie zmieniało się tysiące razy. Zaraz po koncercie napisałam maturę, potem przeprowadziłam się 600km od domu rodzinnego, zakończyłam długi, toksyczny związek. Zaczęłam studia i dotrwałam do 2 roku. Dwa razy zmieniłam pracę. Przeszłam przez ciężkie chwilę, gdy nie chciałam już nawet żyć. Przeprowadziłam się kolejny raz, do centrum Poznania. Weszłam w nowy rok w Kraśniku z przyjaciółmi mając nadzieję, że tym razem będzie lepiej. Dotrwałam do 18 lutego 2018 roku. Lecz mimo to, czuję się dokładnie jak wtedy, czuję tą samą energię, wciąż słucham tych samych kawałków (i nowych!). Przypomniałam sobie wszystko to, co pogubiłam po drodze.
Ludzie krytykują mój styl życia, wiem to. Niektórzy otwarcie, inni za plecami. Nie jestem typową 21 letnią dziewczyną i tak się nie zachowuję. I to się nie zmieni, robię to na co mam ochotę, żyje tak jak lubię i nie będę za to przepraszać.
Nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda, to jest mój 703 wpis od 24.03.2012 - czyli za miesiąc minie 6 lat mojej obecności na photoblog. W każdym razie, postaram się to utrzymać, tą energię.
Dziękuję Wam wszystkim, undead army, Hanie, Hollywood Undead, ludziom z Wrocławia...
Będziemy to powtarzać!
kocham
A koncert życiem. Zosia my mamy głupie szczęście w życiu i to się chyba nigdy nie zmieni