Mój święty spokój sie brutalnie zakończył z przyjazdem mamy ...
ok 2 tygodnie błogiego, cudownego beztroskiego i bezstresowego spokoju prysło jak banka mydlana ...
jak ta czysta nieskażona kropla na moim zdjęciu...
ubolewam strasznie...
nawet sie nerwowa zrobiłam...
Bylo super ... mogliśmy se z tata wypic piwo kiedy chcieliśmy, nikt na z samego rana nie marudził bez sensu..
o dziwo byl wiecznie porządek...
ale trudno...trzeba przetrwać do następnego razu a to będzie jeszcze w te lato
prawie cały miesiąc błogiego, cudownego beztroskiego i bezstresowego spokoju, bo mama jedzie do sanatorium..
Dorian prawie siedzi już
Mężuś siem dużo uczy i jestesmy znowu jak para dzieciaków
(zakochanych dzieciaków) co widuja sie 2-4 razy w tygodniu...fajnie,
weekendy takie przytulasinskie ...
Dzisiaj razem pichciliśmy obiadek..wegetariańskie chili con carne z tuńczykiem do spagetti...
ostro... pychotka,
...super...i drzemka poobiednia... żyć nie umierać..
Dorian coraz większy i juz za nie długo będziemy sie częściej wyrywać na jakieś imprezki.
Ogolnie spoko
teraz uciekam karmic malego i spac