Marzę o takiej.
Nie ma mnie tu prawie w ogóle, a dzisiaj doszłam do wniosku, że potrzebuję tego bloga. Moja osobowość choleryka i ekstrawertyzm, którego szczerze nienawidzę, powodują u mnie niekontrolowane słowotoki, napady skrajnych stanów emocjonalnych. Już tyle razy kończyły się one dla mnie źle, a ja wciąż nie wyciągam wniosków. Nie da się zmienić charakteru za pomocą silnej woli. Styl życia to nie taka trudna sprawa, ale na charakter już za późno. Czasami mam żal do rodziców, że stworzyli takiego człowieka.
Co u mnie.. Nic nowego. No, może jedna rzecz. Rzygam dywanówkami, więc zaczęłam biegać 3 razy w tygodniu. Resztę dni trening brzucha, a jeden wybrany dzień - nic. Dieta 700 kcal, zapierdol w szkole, wzloty, upadki.. tak mijają tygodnie. No własnie, mijają, a ja cały czas gruba. Mój organizm odmawia posłuszeństwa, nie chce już chudnąć. A stoję przed lustrem i wyraźnie widzę miejsca, w których poczynił sobie zapasy tłuszczu. Pewnie staram się za mało. Jestem zwykłym leniem przeceniającym swoje starania..
Mam kilka celów.. Rozpiszę je sobie, lubię tworzyć listy.
1. Przestać tyle mówić, a regularnie Was odwiedzać i pisać.
2. Nie opuszczać treningów!
3. Trzymać dietę, schudnąć wreszcie do rozmiaru S...
4. Rozciągać się, rozciągać i jeszcze raz rozciągać...
5. Nie obarczać mojego faceta moimi problemami. Ma dosyć swoich, sto razy ważniejszych. Poza tym.. już dosyć przeze mnie wycierpiał.
Jednakże co do postanowień treningowych.. będzie to trudne. Mam spierdolone biodra, a właściwie stawy pomiędzy koścmi udowymi, a miednicą. Nie wiem jak je nazwać.. biodrowe? mniejsza... Kiedy skończę biegać to ledwo stoję na nogach, boli kiedy tylko poruszę. O szpagacie lub częstszym bieganiu mogę tylko pomarzyć. Byłam już cztery razy u lekarza, za każdym razem traktowali mnie jak hipochondryczkę, więc mam wyjebane.
Późno już... idę spać. Dobranoc.