Nie potrafię się podnieść po wakacjach. Nie mam czasu i siły na siłownię, naprawdę. Choćbym nie wiem jak bardzo chciała, to mam tyle nauki, że nie dałabym rady. W dodatku moja mama się rozchorowała i to raczej trochę potrwa... Będe musiała dużo pomagać w domu. Dostaję dobre oceny, ale muszę naprawdę dużo czasu poświęcić na szkołę. Nie potrafię wrócić do diety. Wokół mnie jest tyle osób, które zachwalają mój wygląd - z moim chłopakiem na czele. Kurwa, naprawdę, zaczynam im wierzyć, a to gówniana motywacja do diety - a właściwie antymotywacja. Muszę zrobić coś, żeby sobie siebie obrzydzić, porównać się z kimś, zrobić sobie zdjęcie. Najgorsze jest to, że ja wcale nie wyglądam tragicznie, bo jestem seksowna, ale ja nie chcę być klepsydrą. Wolałabym być smutkła, chuda.
Btw, wiecie zapewne, że codziennie się rozciągam i dąże do szpagata tureckiego. Chyba go nie zrobię. Nie mam warunków od matki natury. Przy dwudziestym centymentrze nad ziemią, kiedy czuję, że mogłabym zejść niżej, łapie mnie ból w biodrze. Nie mogę :/ Od kiedy pamiętam strzela mi w jednym i drugim stawie między kością biodrową, a miednicą. Najczęściej przy odwodzeniu i przywodzeniu całej nogi. Wiecie, takie robienie jak największych kółek w powietrzu kolanem. Już nieraz miałam nadwyrężone biodro, i inne podobne historie.. Gówno. I tak się nie poddam, chcę zrobić tego szpagata. Mam nadzieje, że jeśli mi się to uda, to będę w stanie podnieść się z podłogi... -_-
Okres mi się spóźnia. Miałam wszystkie symptomy. Pryszcze, apetyt, humory - wszystko. A okresu nie ma. Dzisiaj przez chwilę zabolał mnie brzuch, tak jakbym miała dostać - ale nic. Jakąś godzinę temu zauważyłam, że mi wydęło podbrzusze, może wreszcie nadejdzie wiekopomna chwila i dostanę pierdolony okres.. Bo jeśli jestem w ciązy to od razu usuwam. Jeśli nie będę mogła usunąć - wieszam się / podcinam żyły / cokolwiek.
Jutro muszę się podmieść, bo ile kurwa można wpierdalać... Okres orkesem, ale zaczynam wyglądać jak swinia z tymi grubymi udami.
Wstawię Wam swój bilans.
Wiecie, myślałam o założeniu nowego bloga i udawaniem kogoś nowego, nowego początku, od pustej kartki... Ale to by było tchórzostwo. Wstyd mi przed Wami, ale wiem, że dopóki walczę, jestem zwycięzcą. Więc podnoszę się setny raz... ale się kurwa podnoszę !