Neymar:
Stadion szalał ale dla mnie liczyła się tylko ta drobna kobieta w moich ramionach. Miałem ochotę schować ją, wyjechać i nadrobić czas, który nam odebrano. Patrzyłem na nią jak zaczarowany a ona śmiała się tak radośnie. Byłem pewnien,że tutaj, na tym stadionie nie ma szczęsliwszych osób ode mnie i Estery.
- kocham Cię, tak bardzo za Tobą tęskniłem. Już nigdy Cię nie wypuszczę - powtarzałem jej do ucha jak mantrę a ona się śmiała i płakała jednocześnie.
- Nie masz racji Kochanie, to ja Cię nie wypuszczę - mineło zaledwie kilka minut a ona już się ze mną droczyła. Uwielbiałem to.
W końcu do naszej dwójki dołączyła reszta, rodzice, mama Estery, Rafa, Nat. Bylismy bliscy uduszenia się wzajemnie ze szczęscia o czym w końcy trzeżwo stwierdziła sama Esti.
Trzymając jej dłoń schodziliśmy w dól na boisko. Kibice wiwatowali i klaskali, moja dziewczyna im machała radośnie. Byliśmy pijani szczęsciem.
W szatni nie chcąc stracić czasu szybko zmieniłem ciuchy i pognałem do reszty, ale przede wszystkim do niej.
- jestem gotowy! Możemy rozpocząć pierwszy dzień reszty naszego życia - złapałem ją w pasie i zakręciłem się wokół własnej osi nie przestając jej całować.
- zwariował! Jutro bedzie trzeba dzwonić na oddział psychiatryczny - Alves obserwując nas drwił sobie chociaż był nie mniej szczęsliwy od reszty.
Całą drużyną pojechaliśmy do mojego domu, trzeba było uczcić to zwycieństwo.
Obserwując Esterę nie widać było przez jakie piekło przeszła. Po tych miesiącach kiedy była nieprzytomna nie pozostał żaden ślad. Radośnie rozmawiała z każdym, co chwila ktoś ją przytulał.Patrzyłem na to i nadal nie mogłem uwierzyć.
- tak sobie myślę,że może masz ochotę rozpakować urodzinowy prezent?- mama Estery wyrwała mnie nagle z rozmysleń.Kompletnie nie miałem pojęcia o czym mówi ale wątpię by myślała o tym o czym ja pomyślałem. Jedyny prezent jaki chciałem juz otrzymałem.
- ale ja już mam wszystko, nic mi więcej nie potrzeba - powiedziałem zgodnie z prawda
- ok w takim razie prezent ode mnie bedzie skromnym dodatkiem - rzekła i wręczyła mi kopertę. Goście ucichli i czekali aż otworzę. Rozdarłem kopertę i wyjełem z niej dwa papierki. Popatrzyłem na nie, póżniej na mamę Estery z otwartą buzią.
- No pochwal się co tam dostałeś bo wyglądasz jak karp - powiedziała rozbawiona Rafa
- yyy nie wiem co powiedzieć - patrzyłem na ofarodawcę. Kobieta uśmiechała się łagodnie ze łzami w oczach
- twoja wiara i miłość uratowały moje dziecko. To jest bardzo skromny prezent w porównaniu do tego co ja otrzymałam- powiedziała
- dostałem dwa bilety na wyspe - powiedziałem na głos
- jaką?!- niemal wszyscy zapytali jednocześnie
- ...naszą?- powiedziałem nie mogąc uwierzyć w to co pisało na biletach. Matka Estery ofiarowała mi...wyspę.
- Waszą. Jutro macie samolot - dodała uradowana i mnie przytuliła.
dziś krotko bo mam nowy nabytek w domu i musze pilnować. Teraz będzie trochę sielanki. Mam nadzieję,że lubicie :)