Już prawie cztery miesiące minęły.. Wtedy zastanawiałam się, cytując mojego prywatnego 'klasyka' - "Ile czasu minie zamian ja w to uwierzę?".. No właśnie tyle, cztery miesiące. Nie wiem czy to zbyt długo, czy też za krótko. Wiem tylko, że wszystko w życiu dzieje się po coś. Koniec czegoś staje się początkiem czegoś nowego. Ważne, żeby w owym nowym obrać sobie cel/cele i wytrwale, uparcie i zawsze do końca w nie wierzyć, bo jeśli się nie wierzy nie przekonasz samego siebie - i znowu wrócisz do punktu wyjścia. Należy te cele zdobywać, a dążąc do nich nie zważać na słowa krytyki nieżyczliwych ludzi, czasem przeradzające się w istną falę. Smutne jest tylko to, że to czasem najostrzejsze szpile wbijają najbliżsi, mimo tego, iż nawet bez niej zwijasz się z bólu.. Życie? Nie sądzę. Myślę, że to bardziej przez to, iż naszymi niepowodzeniami chcą siebie dowartościować. Albo, że obierają sobie swoiste ścieżki życia czy tam kariery, których sami nie zdołali nigdy osiągnąć. A ja wiem jedno - wiem, czego chcę od tego mojego życia i powolutku, wykorzystując to co daje mi los, postaram się wszystko ułożyć sobie tak, by osiągnąć moje cele i kiedyś poczuć się zwycięzcą. Zwycięzcą własnego życia.