Październik się kończy, a ja jestem w życiowej kropce.
Staram się żeby ta szarość zniknęła, ale im bardziej walczę tym bardziej przysłania mi oczy. Potrzebuję jakiegoś tchnięcia. Czegoś, co wytrąci mnie z tej paskudnej aury. Dawno tak nie marudziłam, ale powoli mam dość. Zaczynam coś robić i zaraz traci to sens. Pojechałabym gdzieś. Oderwać się. Zapomnieć o drobnostkach. Nawet nie daleko, ale gdzieś gdzie nie byłam. Żebym mogła oddychać innym powietrzem, a moje oczy karmiły by się nowymi widokami.
Trudno jest być. Dzisiaj. Jutro.
Dni upływają, a ja pozwalam im znikać bez żadnego westchnięcia.
Ulatują sekundy, które mogły zostać zapisane.
Puste godziny oparte na bezcelowym patrzeniu w ekran telefonu/sufit.
Liście opadają z drzew, a wraz z nimi opadają uczucia, emocje, chęci.
Przyjdzie mglisty listopad. Zostawi jeszcze więcej zdań bez odpowiedzi.
Zrobi sie senna atmosfera, która pozostanie aż do wiosny.
Gdyby tylko chociaż jedna mała iskierka mogła to zmienić.
Gdyby choć na chwilę niebo zrobiło sie bardziej niebieskie niż zazwyczaj.
Gdyby tylko udręka odeszła.
Jesień to jednak nie moja pora.
Nie odnajdujemy się w sobie.
4 MARCA 2019
2 LISTOPADA 2018
18 PAŹDZIERNIKA 2018
12 WRZEŚNIA 2018
5 WRZEŚNIA 2018
31 SIERPNIA 2018
8 SIERPNIA 2018
3 SIERPNIA 2018
Wszystkie wpisy