Jak można czuć się zgubionym, gdy tak naprawdę i tak nie ma już dokąd iść? Po raz kolejny zaczynam czuć ten charakterystyczny niepokój. Boli, denerwuje mnie ta bezczynność. Wiem, że czekając tylko pogarszam sprawę, jednak nie chcę i nie podejmę żadnej pochopnej decyzji. Jeśli będę czegoś żałować, to tylko i wyłącznie dlatego, że nie walczyłam wystarczająco dobrze.
"Tobie też się w końcu coś należy". Jeśli faktycznie jestem dla siebie zbyt surowa, to tak jest. Ja sama chciałabym w końcu odpocząć, być czegoś pewna, zadowolona. Zamiast tego jedyne co mam to dodatkowe zmartwienia, i to nie tylko moje własne. Chciałabym czasami skupić się na sobie, nie musieć tłumaczyć dlaczego wybrałam tak, a nie inaczej, lecz nie potrafię. Nie potrafię tego zrobić, nie potrafię podjąć decyzji, która mogłaby zranić kogoś, kto jest lub nawet był mi bliski. Zawsze biorę pod uwagę najpierw innych, później siebie. I chyba tego już nie zmienię.
Bardzo bym chciała znaleźć rozwiązanie, lub choćby doczekać się zbiegu okoliczności, który będzie działał na moją korzyść. Zresztą, o czym ja w ogóle myślę... Nie będąc niczego pewną nie mogę układać scenariuszy, chociaż lubię to robić. Lubię planować, być przygotowana na to, co może mnie spotkać. Teraz nie wiem nic na temat tego, co powinnam zrobić, nic nie przeczuwam, jakby jakieś instynkty we mnie obumarły. Wiem tylko, że znów będę musiała podejmować decyzje, czego nienawidzę, i że znów będzie to bolesne.
Dokąd iść?