Wszystko trafia szlag; raz, drugi, trzeci. Myślałam, że jakoś ułożyłam sobie życie. Praca, spełniająca moje wymagania finansowe, ukochany, studia, przyjaciele.
Nagle dwie pozycje wypadają. Nie znam powodów, nie słyszę krzyków, wrzasków, oskarżeń. Nie ma tu miejsca na kompromisy, czy sztuczne uśmiechy. Wszystko załatwia się cicho, łatwo, za plecami. Tak, żeby dodatkowo nie ranić widokiem, "tak będzie lepiej". Z pewnoscią łatwiej.
Nic nie jest lepsze, gorsze. Co ma boleć - nieważne w jakiej formie podane - wyobraźnia wykreuje jeszcze większe demony, bądź rzeczywistość przerazi i przywoła potężne bóle. Może jestem nazbyt wrażliwa, może wymagam od ludzi trochę więcej dojrzałości, realizmu i szczerości, bo sama dość szybko dorosłam, wychowywana przez kobietę, dla której najważniejsza była " najgorsza prawda, ale prawda". Która przy mnie kryła łzy, choć cierpiałam nie mniej. Może nie jest wyśmienitym fizykiem, lekarzem, matematykiem, ale nauczyła mnie wartości, których zawsze staram się trzymać. Bo wiem, że jakiego bym kopa nie dostała od życia, w co bym się nie wpakowała - pomoże mi, ale z przekonaniem, że upadając - upadałam z dumą.
Imienin nie obchodzę, ale Ty tak.
V.