Gratuluję.
Kiedyś myślałam, że jesteśmy tylko dla siebie. Że nic, ani nikt nie potrafi nas rozdzielić. Mimo wszelkich nieporozumień - zawsze - stawałyśmy po swojej stronie i broniłyśmy się jak lwice. Na pochybel wszystkiemu, wszystkim. A z pewnością facetowi. Nie wiem, jak mógł Cię tak zaślepić, że poza pustym 'cześć' między nami nie ma nic. I jakby nie mnożyć, dzielić, wyliczać; ostatnie 8 lat od maja nie ma najmniejszego znaczenia.
Teraz dziecko, ślub. Życzę jak najlepiej, w końcu mnie znasz. Ale ja już chyba nie znam Ciebie, gdy u boku "mężczyzny Twojego życzenia" nie ma miejsca na kobietę Twojego życia; najlepszą przyjaciółkę, siostrę, opokę. I to przez słowo faceta.
Może jest to oskarżenie, przez poczucie odrzucenia, niesprawiedliwości, niesprawiedliwego potraktowania. I choć wczoraj chciałam walczyć, przychodząc z szampanem i dziwiąc się, że z Twojego kieliszka nie ubędzie dosłownie nic. To cieszę się, że tego nie zrobiłam, bo to musiał być dzień o którym sprzed laty rozmawiałyśmy, o którym marzyłyśmy i za żadne skarby nie mogłabym go zepsuć. Dziś ogarnął mnie niesamowity spokój. Choć może to najzwyklejsze pogodzenie się z decyzją. Wyborem, który nigdy nie miał i nie powinien nastąpić.
Usłyszałam sącząc grzane wino w ulubionym barze: "Są przyjaciele i znajome twarze. Siostra, nie przejmuj się.."
Twarze się starzeją, przyjaciele zostają.