Pokochałam dzień dzisiejszy, z góry zakochałam się w jutrzejszym! Jest pięknie... lecz nie wszędzie. Coraz bardziej żartują sobie ze mnie moje zmienne nastroje. Ale co tu dużo mówić- smęt jest na straconej pozycji! Bo jak tu się nie cieszyć kiedy Rosjan zjadł cukr, gdy duch zaryczał "aaa!" przez okno... a my cali mokrzy, zapłakani, ze stresem skumulowanym w udach lądujemy na drugim końcu pokoju!
I jak wtedy zasypiam, nie mogąc już doczekać się jutra.
... oczywiście kiedy nie słyszę głuchych lub scentralizowanych łupów w kaloryfer albo też opowieści o tunelach... xd
A teraz mam ochotę wejść na dach i patrząc na gwiazdy, czytać wiersze.