nigdy nie pomyślałabym, że będę robić to, co robię teraz, częściej niż cokolwiek innego. nigdy nie pomyślałabym, że mogę być aż tak bardzo słaba, bezsilna. kiedyś marzyłam o żółtym albo błękitnym samochodzie, żeby pokazywał jaka ogromna optymistka siedzi za kierownicą. chyba jednak nie do końca by do mnie pasował.
nie rozumiem tylko, po co te wszystkie marzenia, oczekiwania, jeśli ich spełnienie okazuje się być horrorem. chyba piękniej było kiedy śniłam o nieosiągalnym.
pewnie myślisz, że wiesz o co chodzi, że rozumiesz. ale wcale nie. ani trochę nie rozumiesz tego co jest w środku. ani trochę... i chyba życzę nawet tym dwóm obleśnym Mordoklejom, żeby i Oni tego nigdy nie zrozumieli.
teraz tylko chętnie zabrałabym parę niezbędnych rzeczy do walizki i się zmyła stąd. dosłownie. do jakiegoś innego Świata, na jakąś inną wyspę. bo tutaj, zawsze kiedy wtulam się w szczęście, umieram z bólu brzucha od śmiechu, to nagle przychodzi wróżka Moris (albo Ericka, co za różnica?) i odbiera to wszystko, ewentualnie zwala kolejne łzy, które zasłaniają to Słoneczko, dzięki któremu żyję. nie rozumiem działania tego wszystkiego, brak sprawiedliwości w moim małym Świecie.
pozbieram się, kiedyś się pozbieram. Mama mi to obiecała, a więc tak będzie. tylko jeszcze trochę poleżę w tym dołku, odpocznę...
jeżeli przeczytałeś/aś - ... nie pytaj.