Dzisiaj jest dzień na pisanie. tylko zdjęcia nie było. to zrobiło się przypadkiem za dużo. swoją drogą to zupełnie niesamowite ile różnych uczuć i emocji można przeżyć w ciągu trzech godzin. o trzech godzin za dużo myślenia. chyba że to ta trzygodzinna kalibracja i wektoryzacja starożytnych map tak na mnie działa. jeśli tak to słabo bo czuję że czeka mnie jej bardzobardzo dużo w najbliższym czasie, a chyba już nie chcę myśleć. no i tak właśnie mam ochotę z każdą po kolei z tych min iść i sobie walnąć w ścianę. bo tak po prostu. i najśmieszniejsze jest to że jakieś piętnaście minut temu zaczęłabym zupełnie inaczej pisanie. i włąściwie to nie mam nic mądrego do powiedzenia, napisania, wyżalenia się. może opróczz tego, że naprwdę ale to już tak zupełnie naprawdę nie wiem dlaczego wszystkim dzieciom tak bardzo spieszy się do dorosłości. a właściwie to czemu mi się spieszyło. no i dobrze, nie użalam się nad sobą, i nie będę mówić, że chcę do przedszkola ale to były takieniesaomowiciefantastyczne czasy kiedy to jednak mama podejmowała za mnie wszystkie decyzje. ohhh jeju, i nie było tej świadomości odpowiedzialności za wszystko. a już w szczególności jak ma się tak dziwnie poukładane w głowie i nie potrafi się odpuścić i wyobraża sobie tysiącpięśset scenariuszy i najlepiej żeby od razu na każdy ustalić plan działania. skończę się, naprawdę się skończę. i z tą moją pieprzoną rywalizacją też. zamiast po prostu żyć jak normalny szczęśliwy człowiek. ah tak, podobno stabilizacji nigdy się nie da osiągnąć. albo może się i da ale tak serio co to za życie. no a z drugiej strony skoro stawiam na nie dążenie do stabilizacji to też nie mogę narzekać. i nie narzekam, serio. raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale przecież musze być twarda, nie. i nie odpuszczać. i w ogóle to nie cierpnię tych beznadziejnych wszystkich internetowych mądrości. chciećtomóc, róbtocokochasz, żyjtakjakchcesz, możeszwszystkotylkotojestwtwojejgłowie, dupasrakablablabla. szit. nie cierpię tego. po prostu nie znoszę. bo przez to wszystko mam w tej mojej głowie nasrane własnie tak jak mam. nooo, ale spoko. szkoda tylko że kota nie mam. pomagałby mi zdobywać świat. i z zupełnie jeszcze innej strony, czy czasem nie jest tak, że jeśli coś dostajesz no to super, fajnie jest, ale jeśli o cos zawalszych i zapracujesz i wtedy sotaniesz, to jesteś naprawdę szczęśliwy? no dobra, może nie każdy tak myśli. i chyba jednak nie tak wygląda mój utopijny świat. chyba po prostu trzeba mieć farta, i znaleźć się w dobrym miejscu, w dobrym czasie. a wtedy co z miłością? czy taka wywalczona jest inna niż taka będąca darem od losu? no dobrze, widzę że to już szczyt moich dzisiejszych przemyśleń i czas na spanie. po prostu bardzo nie chcę spać. ale nie chcę spać dlatego że potem trzeba się obudzić. ale nawet nie chodzi o to, że wcześnie rano i ojeju jestem taka zmęczona. tylko po prostu to właśnie będzie jeden z tych dni kiedy bym chciała siąść cichutko w kąciku i czekać aż mama wszystko załatwi. oj mamo, jak ja Cię kocham. dobra, koniec, koniec. i nie ma poddawania się. dobranoc.
Jakoś tak przyzwyczaiłam się do pokilkudniowych 'editów'. no to piątek jakoś przetrwałam. oczywiscie nie wyjaśnił on nic. i nawet udało mi się przez całe popołudnie schować. dobrze że rr mnie uratował. aha, a sztuczka którą wymyśliłam na zatrzymywanie czasu naprawde znaczy że coś jest ze mną nie tak. ale dobrowolna pobudka w niedziele po szóstej rano tylko po to żeby mieć świadomość że jeszcze jest daleko do wieczora może jednak ma jakiś sens. i zapomniałam że ja naprawdę uwielbiam to uczucie. jak wszyscy jeszcze śpią. i można mieć takie poczucie bycia samemu na świecie. i taka świadomość takiej wczesnej pory dnia. i że się ma tyle czasu. ojej, chyba sobie to przypomnę na dobre i zacznę tak robić częściej. no wiem, że brzmi prawie jak te parapetowe gimnazjalne przemyślenia ale tu chodzi bardziej o docenianie chwili. naprawdę. i poza tym dobrze, że są niektóre numery telefonu które potrafią uspokoić mózg. a ta cała wektoryzacja naprawdę źle mi robi. przesłuchałam chyba wszystkie możliwe piosenki które przyszły mi do głowy w ten weekend. jak już mi było niedobrze od obecnych uubionych kawałków to cofałam się wstecz i wstecz. ale jak zorientowałam się że moje wstecz dotarło aż do czasów pezeta to zdecydowanie stwierdziłam że bardzo ze mną źle. no. koniec weekendu, koniec odpychania myśli na koniec głowy. jeszcze trochę melisy przed spaniem i znowu trzeba zacisnąć zęby. o dziecko, co Ty ze sobą robisz..
whip, whip, run me like a racehorse,
pull me like a ripcord,
break me down and build me up,
i wanna be the slip, slip
word upon your lip, lip
letter than you rip, rip
break me down and build me up
whatever it takes,
cause I love the adrenaline in my veins,
I do whatever it takes,
cause I love how it feels when I break the chains
Użytkownik niepoprawnyideal
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.
Inni zdjęcia: End. surprisemotherfucker;) nacka89cwaMniłchas jako lekarstwo mnilchas:) nacka89cwa1481 akcentovaZ Klusią kagooolloZ Klusią kagooolloJa kagooolloZ myszą:* kagooolloJa kagooollo