dzień pierwszy tygodnia zagłady powoli chyli się ku końcowi.
Przeżyłam go bez większych strat w psychice.
Właśnie przypomniał mi się ostatni różaniec.
Przez te bite 40 minut zdychałam, próbując stłumić śmiech.
Jakaś dwójka z około dziesiątki prowadzących dzieci ścigała się chyba
które szybciej odmówi "Zdrowaś Maryjo".
Ogólnie wyszedł z tego jakiś niezrozumiały bełkot przeplatany
powstawianymi chaotycznie wielokropkami, przecinkami, tudzież wykrzyknikami.
I kiedy w heroicznej ciszy umierałam w tej ławce, z czeluści mojego umysłu dobiegł mnie konspiracyjny szept:
-Mewcia, myśl o zdechłych kotach, m y ś l o z d e c h ł y c h k o t a c h!!!
...
Rosa, gdziekolwiek się ukrywasz, zabiję Cięxdd