Bezsilna ...
...słysząc kolejny raz "zostańmy przyjaciółmi" zrozumiała, że miłość nie jest dla niej. Bez miłości nie chciała żyć, a jej serce rozdzierało coraz większe poczucie samotności. Wieczorami brała rodzinny album i szła nad rzekę. Każdego dnia siadała na tej samej brązowej ławeczce i przyglądała się zdjęciom ze swego dzieciństwa. Była wtedy taka szczęśliwa, przepełniona tą dziecięcą radością. Na fotografiach wszystko było inne niż teraz. Teraz była sama, zawsze smutna; nocami płakała prosząc Boga, by zabrał ją do siebie, przepraszała za swe błędy, za to, że nie miała tyle siły by tu być. Odpuściła sobie wszystko. Całymi dniami leżała w łóżku, nic nie jadła, nic nie robiła. Nie zależało jej już na niczym. Tak minęły dwa tygodnie, a ona zmarniała tak bardzo, że była nie do poznania. Tego 14 dnia wyjęła z szafy chustę po jej zmarłej babci. Ubrała się i wyszła z mieszkania. Niosąc chustkę w ręku szła przed siebie, nie zwracając uwagi na samochody ani ludzi. Doszła do mostu, przystanęła na chwile jakby się wahała co ma zrobić. Ruszyła dalej, wdrapała się na poręcz chroniącą, chustką zawiązała sobie oczy i zagryzając wargi skoczyła do wody. Nic po sobie nie zostawiła, żadnego listu czy wiadomości. Po prostu odeszła. Jej ciało znaleziono po trzech miesiącach. Była uśmiechnięta. Ksiądz prowadzący jej pogrzeb stwierdził, że skoro się uśmiechała to znaczy, że ta śmierć dała jej ukojenie, a tam gdzie odeszła jest szczęśliwsza...
by niepodchodz
tekst mojego autorstwa .
+MOŻNA DODAWAĆ.