Spędzałem wieczór w ekskluzywnym lokalu, który był swego rodzaju połączeniem klubu ze striptizem i restauracji. Co ciekawe, w środku znajdował się płytki basen przedzielony wykafelkowanym pomostem, który to właśnie łączył część dzienną restaurację z klubem nocnym. W wodzie pływały kolorowe ryby, które przeskakiwały przez pomost. Zupełnie jak łososie płynące w górę rzeki. Ja siedzę na zielonych kafelkach przy krawędzi basenem, popijam jakiegoś babskiego drinka i rozmawiam z grupką przypadkowo spotkanych dziewczyn. Kelner leci z tacą przez wodę, a my moczymy sobie nogi. Jest szał.
Rozglądam się po restauracji i dostrzegam E. przy barze, więc żegnam się z laskami, umawiamy się na granie w karty i idę w jego stronę. Mijam kilku, zapewne bogatych, wąsaczy w średnim wieku i siadam przy kontuarze. Najwyraźniej byliśmy umówieni, bo ani on na zaskoczonego nie wygląda, ani ja specjalnie zaskoczony tym spotkaniem nie jestem. Zbijamy pionę i rozkręcamy gadkę o pierdołach, a ja zamawiam coś do picia. Siedzielibyśmy tak pewne długo, ale E. przez okno zobaczył, że na dworze zaczyna się już ściemniać i stwierdził, że przenosimy się do części z klubem nocnym. Zapłaciliśmy barmanowi, który nosił śmieszne czerwone szelki i ślizgając się na kafelkach przeszliśmy do ciekawszej części lokalu.
Zgodnie ze zwyczajem powszechnej alkoholizacji w czasie spotkań z kumplami idziemy po nowe driny. Przeciskając się przez tłum ludzi dookoła baru oglądam klub.
Małe czarne stoliki i podłużne loże z czerwonymi siedzeniami ustawione były na środku, a nie tak jak zazwyczaj pod ścianami. Ściany wyłożone słomą w hawajskim stylu, a pod sufitem kolorowe, dyskotekowe światła. Prawie beach party. No, bardziej bitch party. Dobrze, że nikt nie wpadł na to, żeby dojebać stroboskopy. W głębi sali widać podesty do pole dancingu, ale pokazów jeszcze żadnych nie ma. Chyba za wcześnie przyszliśmy.
Zgarniamy z baru zamówioną łychę, mijamy zarezerwowane loże i siadamy przy stoliku naprzeciwko drzwi wejściowych. Jak to zawsze bywa, obczajamy dupy. Moją uwagę przykuwa dziewczyna w habicie, która właśnie weszła do środka. Zakonnica? Tutaj? Damn. Na szyi ma krzyżyk, więc albo idealne przebranie, albo faktycznie jest służbowo. Dziwne. Zaczepiam ją kiedy przechodzi obok i pytam co tutaj robi. Odpowiada, że pracuje (no to wszystko jasne), ale po chwili dodaje, że tylko na pół etatu, bo jej praca to służba Bogu. Trochę mi się to kupy nie trzyma, ale rozmawiamy dalej, chociaż ciężko mi się skupić na tym co mówi, bo całą moją uwagę przyciągają zielone oczy, mocno zarysowane kości policzkowe i czerwona szminka na jej ustach. Wyłapuję tylko, że jest kelnerką i musi się przebrać, bo za 20 min zaczyna zmianę. Do zobaczenia. Znika za barem.
E. też dosyć skołowany, tym bardziej, że tak jak ja, doskonale zna jedną z pierwszych scen Californication, w której to Hank Moody jest oralnie obsłużony przez zakonnicę w kościele. Bądź co bądź, ciekawe spotkanie, więc wieczór nie będzie zapamiętany jako nudny
Wracamy do picia i czekamy na pierwszy pokaz. W końcu to stripclub. Po chwili do klubu wpada głośna grupka roześmianych kobiet, a wśród nich nasza była nauczycielka z liceum. Wygląda młodziej, ładniej i ma zafarbowane włosy na blond. Zauważa E. i woła go do siebie. Całkowicie przy tym ignorując mnie. Rozmawiają o tym co u niego słychać na studiach, a ja uśmiechając się próbuję nawiązać jakiś kontakt wzrokowy, bo odrobinę niekomfortowo czuję się taki olany. Nauczycielka unika mojego spojrzenia jak może. Ich rozmowa ucina się, a ja korzystając z chwili ciszy rzucam głupim żartem, że nie musi się mnie przecież bać. Ona wstaje, patrzy groźnie i podchodzi blisko do mnie. Ja też wstałem, żeby jej głupio nie było. Z pełną powagą mówi, że co innego słyszała od koleżanek i że jeśli ma się bać, to właśnie w takim miejscu po czym oficjalnie cmoka mnie w policzek (jak przy jakimś wręczaniu kwiatów na apelu) i odchodzi do swojej loży.
Co ona sobie, kurwa, myśli? Że ją podrywał będę? Przecież z 15 lat starsza jest ode mnie.
E. srogo toczy ze mnie bekę i mówi, że zła sława mnie wyprzedza. Ja w końcu sam zaczynam się z tego śmiać. Po chwili widzimy naszą Zakonnicę. Na wysokich szpilach. Ubraną tylko w koronkową, czarno-niebieską bieliznę. IDEALNY tyłek. Okazała się brunetką.
Chyba zauważyła nasze opadnięte kopary, bo podchodzi z uśmiechem na ustach i tłumaczy, że skoro ma takie ciało od Boga, to dlaczego ma z tego daru nie korzystać? Nie oponuję. W międzyczasie inne rozebrane kelnerki wychodzą z zaplecza. Zakonnica odchodzi zbierać zamówienia, a my idziemy do baru i siadamy przy nim. Zagadujemy starszą barmankę i pytam jak to jest z tą naszą Zakonnicą. Mówi nam, że faktycznie jest zakonnicą, a pracuje tutaj, żeby zbierać kasę na cele charytatywne. Mieszka w jakimś wynajętym pokoiku w akademiku Łódzkiego Uniwersytetu Ekonomicznego. No mindfuck straszny, ale nie przyszliśmy z E. do tego klubu, żeby martwić się takimi rzeczami. Pokazy się już zdążyły zacząć, więc wypiliśmy więcej i poszliśmy w tango.
Jak to z alkoholem bywa, wypadło mi kilka godzin z pamięci. Dochodzę do świadomości na trawniku przed klubem, gdzie znowu rozmawiam z barmanką. Zupełnie niespodziewanie ktoś na mnie wpada od tyłu i przewraca na ziemię lecąc razem ze mną. Podnoszę się, patrzę, a to Zakonnica ubrana w szarą bluzę z kapturem i krótkie dżinsy. Leży na trawniku, prawie nieprzytomna nawet nie próbuje się podnieść. Barmanka krótko ocenia sytuację mówiąc, że ktoś jej coś dosypał do drinka (po co piła w pracy?), prosi żebym zabrał ją do domu i odchodzi. Super. Super prezent. Usiłuję ja chociaż trochę ogarnąć. Podnoszę jej głowę i pytam gdzie mieszka. Słodko się uśmiecha i mówi, że w akademiku. Nie potrafi sprecyzować gdzie to jest dokładnie. Podnoszę ją do pozycji siedzącej i zastanawiam się co zrobić. Nagle jakiś pijany koleś staje metr obok nas i zaczyna lać na trawnik. No japierdolękurwa. Wstaję i kopię go w dupę. On przestaje sikać, zapina spodnie i rzuca się na mnie. Zaczynamy się bić, schodzimy do parteru i turlamy się po trawie i w sumie nie robimy sobie specjalnie krzywdy. Udało mi się przyjebać mu głową w nos, co go totalnie uspokoiło. Wstaje i dziękuje za bójkę, mówi, że potrzebował tego, żeby wytrzeźwieć. Podaje mi rękę i idzie w stronę klubu.
Szukam wzorkiem Zakonnicy. Leży kilka metrów dalej. W czasie mojej przepychanki udało jej się ściągnąć bluzę, zwinąć ją w kłębek, włożyć pod głowę i zasnąć. Ja nadal nie mam pojęcia gdzie jest ten cały Łódzki Ekonomiczny, więc dzwonię po taksę i zabieram ją do swojego mieszkania. Mam jedno łózko, więc musimy spać razem. Ona na totalnym zgonie, więc rozebrałem ją do majtek i koszulki, i położyłem w łóżku. Po chwili sam kładę się obok.
I tylko zastanawiam się nad jednym. Jak ja jej rano wytłumaczę okoliczności w jakich trafiła ze mną łóżka.
SdrDick
Inni zdjęcia: Przygoda na greckiej Evii 4/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 2/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 3/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 1/4 activegamesOkno felgebelCiekawa cegla felgebelCiekawa latarnia felgebelGryzmoły felgebelGryzmoły felgebelM.M martawinkel