Jechałem z chłopakami gdzieś na domóweczkę. Chyba do naszych dziewczyn z klasy. Gdzieś niesamowicie daleko, bo Wroclove rozszerzył się do rozmiarów jakichś trzech Warszaw przynajmniej, więc jechaliśmy około 30 przystanków i ze dwanaście jeszcze mieliśmy przed sobą po przesiadce. Chyba miałem lekkiego kaca i nie pamiętałem połowy poprzedniej nocy, więc raczej na wkurwie jechałem.
W czasie przesiadki stwierdzilimy, że pójdziemy do jakiegoś lokalu, żeby zrobić sobię chwilę przerwy, bo wszyscy jesteśmy zmęczeni i głodni. Stoję w kolejce do baru, tuż za P., tuż przed G. i patrzę na ludzi na sali. Błądzę tępym wzrokiem po stolikach szukając czegoś ciekawego do oglądania, ale bez soczewek, przysłowiowe gówno widzę. Po chwili dostrzegam drobniutką, brunetkę i łapię jej spojrzenie. Niby fajnie, ale z tej odległości nawet nie wiem jak wygląda. Nie spuszczam wzroku, a ona wstaje. Super, jeszcze będzie mi się rzucać, że się na nią patrzę. Przygotowany na awanturę czekam.
Podchodzi. Cała śliczna, ciało zgrabne, twarz znajoma. Kładzie mi dłonie na ramiona krzycząc 'obożemichał!' - zostaję obożem. 'Pamiętasz mnie?' - powolutku sobie przypominam, że wczoraj ją poznałem. 'Czemu nie wymieniliśmy numerów?!' przypominam, sobie, że jest niesamowicie sympatyczna, dobrze tańczy i było mi z nią miło. 'Bałam się, że nigdy się w tymi mieście nie znadziemy!' - pamiętam całą wczorajszą noc.
'Karo!'
'Michał!'
buziaki, uśmiechy, uściski. Przewaga buziaków.
'Poczekaj chwilę. Mam coś dla Ciebie' - odchodzi ode mnie i znika gdzieś za barem. Chłopaków też już nie ma. Czekam
Karo wraca z dużym garnkiem w dłoniach. Stawia na najbliższy stolik i ściąga pokrywkę. Parujące ziemniaki w mundurkach. Patrząc na mnie z wielką miłością, w wielkich brązowych oczach nakazuje mi jeść...
czemu nie mogą mi się zwykłe rzeczy śnić?
zawsze znajdzie się ten jeden irracjonalny element, przez który każdy sen staje się śmieszny
SadurDick