Czekamy na pracę.. na zielone światło.. na dobre słowo.. na pieniądze.. na upragniony prezent..
Gdy miałam siedem lat marzyłam by mieć dom, rodzinę, dzieci... bardzo bałam się, wręcz czułam, że będę sama.. że to mi się nigdy nie uda.. zawsze uważałam, że jestem brzydka.. niezgrabna.. pierwszego chłopaka miałam w wieku 14 lat i to też bardziej to ja się za nim uganiałam, niż mu na mnie zależało.. później, gdy miałam 15 lat, był drugi chłopak, z którym po 3 latach się rozstałam, bo dla niego to była tylko znajomość.. jednego dnia srebrny pierścionek, drugiego: "to nic poważnego, to tylko zwykła znajomość"... czekałam na to, aż w końcu się zdecyduje, by się dowiedzieć, że miał mnie gdzieś... i w końcu poznałam jego.. zakochałam się.. była między nami chemia... potem głupi pocałunek.. choć dziś mogę powiedzieć, że tego jednak nie żałuję... powinnam go zostawić.. przecież pocałowałam innego w niecały miesiąc po tym, jak się zaręczyliśmy.. oddałam mu pierścionek zaręczynowy, ale nie chciał go przyjąć.. mówiłam, że to co się stało zaważy na naszym wspólnym życiu, ale mnie nie słuchał.. chyba z pewnego poczucia winy, ale i dlatego by nie zostać samą, przyjęłam pierścionek ponownie by ostatecznie wyjść za niego za mąż... żałuję bardzo tej decyzji... bo zmarnowałam najlepsze lata swojego życia....
Czekałam przez 18 lat małżeństwa na ciepło, miłość, uczucie... zrozumienie, szacunek choćby dlatego, że jestem człowiekiem... czekałam każdego dnia, że mnie zauważy.. że nie będę w końcu meblem w pokoju.. że będzie mnie wspierał... że będzie chciał mieć ze mną dziecko... że nie będzie siedział do mnie tyłem, a ja nie będę czekała na to, aż znajdzie choć chwilę dla mnie czasu.. czekanie... czekanie na cokolwiek dobrego... na to, że spadnie mi coś z pańskiego stołu.. w końcu przestałam czekać... rozwiodłam się z nim.. i zostałam sama...
Poznałam M... i nadal czekam.... jest wspaniały... czuły... dobry... kochany... w ułamku chwili sprawia, że się uśmiecham... nikt nigdy mnie tak nie rozbawiał jak on.. nikt nigdy nie dał mi tyle czułości jak on.. tyle uwagi... i czasu.... razem usypiamy... czasami budzimy się też razem.... wspaniale po przebudzeniu usłyszeć cześć rybeczko... czuję się przez niego kochana najbardziej na świecie... tylko, że ja tu jestem sama, a on daleko ode mnie... i czekam.... znów czekam... na dom, rodzinę i dzieci....
M. będzie u mnie niedługo.. choć jeszcze nie wiem co jest dla mnie lepsze: to by nie przyjeżdżał już nigdy, bym bardziej za nim juz nie tęskniła... czy to, by przyjechał.. żebym spędziła z nim czas najlepiej jak się da... a potem pożegnała na zawsze, bo żyć bez niego już nie chcę, a on żyć tu w Polsce ze mną też nie chce...
I kolejna pułapka życiowa... jakbym się nie odwróciła, to "dupa będzie z tyłu" oczywiście.... nadal czekam.. już nie chcę i nigdy nie będę.... jedno wiem na pewno... M. dowie się, że to był ostatni raz.... powiem mu o tym, choć wiem, że wyczyta to z moich oczu... bo ja nie potrafię być sama.... i dłużej tego nie zniosę....