jak ktoś coś ode mnie chce, to bez problemu pomagam jeśli tylko potrafię.. jestem zawsze dla innych..
jednak jak potrzebuję pomocy, to okazuje się, że nie mam się do kogo zwrócić...
dziś uświadomiłam sobie najważniejszą kwestię w moim życiu..
Naprawdę nie jestem sama..
wieczór był smutny.. dłużył się okropnie.. w sumie zmarnowany...
nic nie zrobiłam.. nigdzie nie byłam.. nie bawiłam się..
leżałam owinięta w pościel i koce a czas przeciekał mi przez palce...
minęła północ i przyszedł do domu..
odezwał się cudownie "jj rybka"
nie umiałam rozmawiać.. byłam zbyt rozżalona.. zbyt samotna...
a on był.. nie miał o nic pretensji.. zmęczony ale zadowolony i to się liczy..
chyba nie zepsułam mu humoru swoim wymownym milczeniem..
potem oglądał film.. poczułam radość, bo oglądał przy mnie.. prawie ze mną..
tak jak wtedy, gdy byłam u niego.. przytuleni oglądaliśmy horrory...
potem wsłuchałam się w jego oddech... powolny.. miarowy.. usypiał... a ja z nim..
Gdyby nie on to byłabym sama...
w końcu to zrozumiałam, że dzięki niemu nie jestem już sama i nigdy już nie będę..
tylko czy nie jest już za późno by to docenić?...