Dziś o duchowości, która związana jest nie tylko z ćwiczeniami fizycznymi (asanami), oddechowymi (pranayama), czy medytacją, a może tarotami, paleniem świeczek, rytuałami na pełnię księżyca itp. itd.
Gdy słyszymy hasło rozwój duchowy wyobrażamy sobie kogoś związanego z ezoteryką: wahadełkiem, bioenergią, afirmacjami, ale na pewno nie myślimy, że ktoś, kto całkowicie nie oddaje się takiemu życiu, może również być (i jest !) istotą jak najbardziej duchową. Czasem się zdarza, że osoby praktykujące patrzą na te, które nie praktykują świadomie, jako na kogoś gorszego. To samo dzieje się w drugą stronę: ludzie sądzą, że jeśli ktoś oddaje się za bardzo tajemniczym arkanom wiedzy, jest inny niż oni, odleciał w inne przestworza, jest po prostu zbyt wyobcowany i nawet w sumie już kompletnie nie odnajduje się w ziemskiej rzeczywistości.
O co więc chodzi w tej całej kwestii duchowości.
Po kilku latach praktykowania Laya jogi, opowiadam się za prawdą: czy ktoś praktykuje różne formy duchowości, czy nie, nie jest to ważne. My wszyscy uczestniczymy w procesie rozwoju duchowego. My wszyscy służymy wyższemu celowi.
Życie to rozwój sam w sobie.
Dusza nie przychodzi na Ziemię po to by cierpieć, czy też nic nie robić: dusza ma cel. Chce się czegoś nauczyć, dowiedzieć, a zwłaszcza rozwinąć się w pewnych obszarach świadomości, które są dla niej wciąż niezbadane.
Nikt nigdy nie marnuje swojego życia: każdy z nas codziennie zdobywa bezcenne doświadczenie, które nas kształtuje, którego być może kiedyś w przyszłości nie będziemy chcieli powtórzyć, bo być może będziemy chcieli zrobić coś inaczej, lepiej, bądź będziemy chcieli się z kimś podzielić naszą mądrością życiową.
Inny aspekt dotyczy tego, że wiele osób wchodzi na tę ścieżkę, bo rzeczywistość tu napotkana okazuje się być ciężka, bolesna, trudna. Wydaje się, że nie pasujemy do tych czasów, że wszystko jest nie tak. Osoby, które są świadome siebie i rozumieją mechanizmy ego, umysłu, społeczeństwa, i próbują żyć z pozycji duszy-serca, medytują nie po to, by uciec do innego, niby lepszego świata, bo tu na Ziemi jest tak tragicznie, wręcz przeciwnie. Wszelkie praktyki, techniki medytacyjne i jogowe dały mi jedno: pozwoliły mi pełniej żyć w tu i teraz. Pozwoliły mi rozwinąć lepsze i bogatsze relacje z innymi ludźmi, dostrzec ich dobroć, wyjątkowość, unikalność i piękno. Zrozumieć, że wszyscy chcemy tego samego: miłości, akceptacji, poczucia sensu, celu, wspólnoty. Mogę dzięki nim dostrzec niewinność mojego umysłu, a nie patrzeć na niego jak na wroga. To samo tyczy się ego, które bywa tak bardzo piętnowane. Odkryłam, że jestem niezależną duszą, świadomą siebie, mającą wolną wolę. Zrozumiałam, że ciało, osobowość nam służą, lecz nie identyfikują nas i tego, kim jesteśmy. Bo to, kim jesteśmy nie ogranicza się do naszego imienia, pochodzenia, zarobków, czy statusu społecznego.
Zatem, wszyscy wchodzący na drogę duchowości są zgodni co do tego, że: mają lepsze życie na Ziemi, lepsze relacje, lepsze reagowanie na innych, zobaczenie w innych siebie: zrozumienie prawdy o mnie, a później zobaczenie tej prawdy w każdym napotkanym człowieku. Akceptacja, pomoc i współpraca to wartości, które obrałam jako te najważniejsze. Rozwinięcie bezwarunkowej miłości do każdego i do wszystkiego, co istnieje. W efekcie: dobre, płynne życie w tu i teraz. Szczęśliwe i zdrowe relacje. Spokój, nawet w przypadku kiedy musimy egzystować z negatywnymi ludźmi. Poczucie własnego ciała, jak własnego domu. Obfitość finansowa. Świadomość istnienia i tego, że jesteśmy tu tylko po to, aby służyć innym, że priorytetem jest drugi człowiek. Jesteśmy światłem dla innych, nasze osobiste pobudki odchodzą na dalszy plan.