Tak, mialam nie pisać, ale to okazja szczzególna.
Wczorajszego dnia nie zastąpi mi nic. Najpierw z Agą i Szymsem ładne krzaki, 'chce mi się kupę...masz chusteczki...? :burak:', rozmowy o szkole, nauczycielach, UŚiu i masie innych rzeczy. Potem ładne otwarcie bramek, oczywiście byliśmy jako jedni z pierszych, bo jakby mogło być inaczej. Masa ludzi. Masa ludzi miłych jak i nie miłych. 'Cycki na szóstej'...cóż. Set lista była tak magiczna że się tego nie da opisać... Zaprzepaszczone, mm...tak dawno nie słyszałam tego na żywo. Wola istnienia jednak do mnie nie przemawia. Trujące, Transfuzja, Świadkowie, Skaczemy, 100 tys...LISTOPAD aaj. Dłoń Roguca jest cudowna...Nie będę myła rąk, twarzy i szyi do nigdy! (: Nie no...sympatyczny jest. Pod koniec już było widać że nie ddaje rady, popłakał się...Przykro się robiła. Ja standardowo swoim zwyczajem też się popłakałam. Listopad i Ciszę i ogień przepłakałam śpiewając jak głupia. Aż się chłopakowi obok chyba zrobiło mnie żal...A co tam, raz się żyje... A tak poza tym to wiecie co? Umarłam. Do nigdy, narazie tu nie wracam