kilka dni po pierwszym wpisie tutaj dowiedzialam sie, ze noszę pod sercem największy cud jaki mógł mnie spotkać. Zaraz rozpoczynamy 12tc i oby bylo juz tylko lepiej. Żeby w koncu skonczyly sie zawroty glowy, wymiotowania i noce, w ktorych czas tak wolno płynie, a zegar działa wolniej niz zwykle.. :( od kilku nocy jest to prawdziwa katorga. Przez emocje, nerwy i stres po prostu nie mozemy spac, a brzuch boli bardziej niz zwykle. Ale jak tu sie nie denerwowac ? Serce mnie sciska, bo udaje przed wszystkimi jak to jest super, jak to sie nie uklada i jak bardzo moge liczyc na wszystkich dookola. Nie, nie moge. Humory sa różne. Raz wstajemy i mam wrazenie, ze wcale w tej ciazy nie jestem, bo czuje sie rewelacyjnie a energii mam za troje, a czasem już budze sie z placzem i wszystko mnie denerwuje. A. nie pomaga nam przy tym. W tej kwestii nic sie nie zmienilo. Czepia sie wszystkiego, wyzywa sie na nas, a potem jeszcze niekończące sie pretensje. Wiesz, gdybys kiedys jakims cudem trafil na ten tekst, to wiedz, ze jestes jedyna osoba w moim otoczeniu, jako ojciec dziecka, ktory nie pyta jak sie czuje, ktory ani razu nie wyszedl z tekstem- czy moze mi czegos potrzeba, moze czegos brakuje. Obcy ludzie, ktorych znam glownie z widzenia. Ci, tylko od "czesc " sa mi bardziej przychylni.. wiedz, ze przezywam to wszystko a maly razem ze mna. A.- wychowam tego dzieciaczka najlepiej jak bede potrafila. Bede i mama i tata, zawsze kochajacym rodzicem. A Ty- ty ukladaj sobie zycie i badz szczesliwy na swoj sposob.